Trzy lata temu w ławy Parlamentu Europejskiego posłaliśmy m.in. premiera Jerzego Buzka, czterech byłych ministrów, dwunastu historyków, jednego doktora matematyki, dendrologa oraz trzynastu profesorów. Mamy z nich jakiś pożytek?
Czy Platforma wreszcie pęknie? PiS bardzo by chciało. W tym celu używa wszystkich środków, nie tylko w kraju, ale i za granicą.
Polscy eurodeputowani zaczynają się czuć w Strasburgu i Brukseli jak u siebie w domu, czyli w Sejmie. Już padły propozycje likwidacji Parlamentu Europejskiego, zamknięcia jednej z jego siedzib, zbudowania kaplicy. Pojawiły się zarzuty „niewolenia narodów”, awantury o brak tłumaczy. Zaczyna się mówić, że Polacy wyrastają na „głównych rozrabiaków”, dystansując nawet eurosceptycznych Brytyjczyków. Mamy wreszcie jakiś sukces.
Wyniki europejskich wyborów 2004 są dzwonkiem ostrzegawczym. Jak tu wykrzesać entuzjazm, skoro w samym Parlamencie potężną frakcję stworzą eurosceptycy, przeciwni jakiejkolwiek integracji. Wjechał tam prawdziwy koń trojański.
Wybory w Europie przyniosły trzy złe wiadomości i jedną dobrą