Citizen Lab z Kanady należy do najbardziej renomowanych jednostek badawczych zajmujących się cyfrowymi aspektami demokracji i cyberbezpieczeństwem. Świat ją podziwia, polski rząd – w żenujący sposób dyskredytuje.
U nas równość i sprawiedliwość polegają na, by tak rzec, równowadze aktywów i pasywów w każdej dziedzinie. Jest nawet specjalne ministerstwo, które o to dba.
Niech nas nie zmylą zapewnienia przedstawicieli rządu, że wszystko odbyło się zgodnie z zasadami i pod kontrolą sądu.
Do tej pory PiS funkcjonował w trybie wyższej konieczności, co w oczach prawicowego elektoratu uzasadniało nadużycia. Teraz na jego społecznym zapleczu słabnie poparcie dla autorytarnych ekscesów.
No i mamy polską Watergate. Ktoś kiedyś nada jej miano Wąsikgate, a może Kamińskigate albo PiS-gate, to mało ważne. Istotne jest, kto odpowie za inwigilowanie w 2019 r. Krzysztofa Brejzy, wówczas szefa sztabu wyborczego Koalicji Obywatelskiej.
Nie można pozwolić, by ta afera – tak jak wiele poprzednich w wykonaniu PiS – została wepchnięta do szafy. To najważniejszy od 2015 r. test dla opozycji.
Informację o szpiegowaniu Pegasusem senatora Koalicji Obywatelskiej podała agencja Associated Press, powołując się na analizę Citizen Lab z University of Toronto. Gdy miał być podsłuchiwany, Brejza był m.in. szefem sztabu wyborczego KO.
Wygląda to na polską Watergate. Z tą różnicą, że nie da się afery udowodnić żadnym dziennikarskim śledztwem, a władza nie poniesie konsekwencji. Taki mamy nie tylko klimat, ale i prawo.
Izraelski system inwigilacji telefonów komórkowych mógł być aktywowany bez konieczności jakichkolwiek działań użytkownika. Badacze z Uniwersytetu w Toronto twierdzą, że był używany również w Polsce, rząd PiS kategorycznie zaprzecza.
To zasadne pytanie w kontekście ostatnich informacji dotyczących producenta Pegasusa: izraelskiej firmy NSO. Przypadek prokurator Ewy Wrzosek, której iPhone stał się celem ataku, dobitnie świadczy o tym, że złośliwe oprogramowanie szpiegowskie było w użyciu. Ale problem nie zniknął.