Najpierw otwierają się najodważniejsi, a pozostali patrzą, co się stanie – mówi Sebastian Pitoń, lider „Góralskiego weta”, akcji obywatelskiego nieposłuszeństwa wobec przedłużenia zakazów działalności różnych branż.
Zadowolony wicepremier nie szczędził sobie komplementów i można odnieść wrażenie, że nieco ironicznie odniósł się do dawnych planów swojego szefa: Mateusza Morawieckiego.
Kogo nie porwała pierwsza fala kryzysu, z przerażeniem obserwuje drugą. Nie będzie kolejnego lockdownu, powtarza premier. Faktycznie – odpowiadają przedsiębiorcy – padniemy i już się nie podniesiemy.
Rozmowa z psychologiem Jackiem Santorskim o tym, dlaczego ekstrawertyk łatwiej odnajduje się w pracy zdalnej i o wyzwaniach, przed jakimi stoją przedsiębiorcy.
Kolejnym odmrożonym sektorem będzie gastronomia. Ci, którzy marzą o powrocie do ulubionej knajpki, przeżyją rozczarowanie. Jeśli dotychczas nie padła, to zjeść się da, ale klimat już nie będzie ten sam.
Przedsiębiorcy mają dość. Ich gniew próbują wykorzystać skrajnie prawicowi politycy: Janusz Korwin-Mikke, Grzegorz Braun i nieoczekiwany trybun tej grupy zawodowej – Paweł Tanajno.
Tanajno robi wszystko, by politycznie zagospodarować pierwszą falę niezadowolenia przedsiębiorców, którzy od dwóch miesięcy ponoszą skutki rządowych restrykcji.
Las Rąk, warszawska galeria rękodzieła, nieraz bywała nieformalnym punktem kontaktowym dla aktywistów obywatelskich. Przez pandemię grozi jej bankructwo.
Tak wyśrubowanych żądań w żadnym kraju budżet by nie udźwignął, z czego Strajk przedsiębiorców musi sobie zdawać sprawę. Tu jednak nie chodzi o realność żądań, ale właśnie nierealność.
Rządowy plan zmniejszania restrykcji uratuje może nasze zdrowie psychiczne, ale dla polskiej gospodarki jest zabójczo powolny.