Mężczyznom kierującym podziemiem przypadał splendor, ale też głównie na nich ciążyła odpowiedzialność.
Trzy zdania, napisane 8 listopada 1982 r. przez internowanego Lecha Wałęsę do Wojciecha Jaruzelskiego, przeszły do historii jako list kaprala do generała. Generał oczekiwał jednak, że kapral raczej podpisze podyktowany mu list.
Stanisławowi Kani z pewnością sporo można zarzucić. Nie zmienia to faktu, iż nie zasłużył na sposób, w jaki został potraktowany przez Ludwika Stommę.
Sąd Apelacyjny prawomocnie już uznał, że Stanisław Kania nie może odpowiadać za 13 grudnia 1981 roku. Podtrzymał tym samym wyrok z pierwszej instancji.
Jesienią 1981 r. w kierownictwie PZPR trwał spór w kwestii potrzeby wprowadzenia stanu wojennego. Z odnalezionego protokołu Biura Politycznego wynika, że inny pomysł na rozprawienie się z Solidarnością miał Stanisław Kania, ówczesny I sekretarz KC PZPR.
W listopadzie 1981 r. podchorążowie ze szkoły pożarniczej zastrajkowali przeciwko nowej ustawie, która ich uczelnię włączała w system szkół wojskowych. Obawiali się, że będą kierowani do uśmierzania protestów społecznych. Dla władzy stali się poligonem pacyfikacji buntów.
Dwie kartki papieru zapisane bardzo małą czcionką dzisiaj nie robią specjalnego wrażenia, ale tak właśnie wyglądał „Tygodnik Mazowsze” – najpopularniejsze pismo podziemnej Solidarności. Jego pierwszy numer ukazał się 11 lutego 1982 r.
Książka wymyka się czarno-białej wersji świata opisującą wojnę Polską – Jaruzelską. Autorzy, którzy sami byli uczestnikami tamtych wydarzeń, potrafili zachować dystans i umiar.
Pacyfikacja kopalni Wujek i śmierć górników stały się jedną z ikon stanu wojennego. Także w tym znaczeniu, że poszukiwanie pytań na niektóre odpowiedzi trwa do dziś.
W Strzebielinku miejsce internowanych zajęli psychicznie chorzy, do Arłamowa Lech Wałęsa przyjeżdża się odchudzać, w Gołdapi jest sanatorium - własność byłego esbeka.