Co jednak najważniejsze: sędziowie znowu potwierdzili nielegalność stanu wojennego, a za motywy jego wprowadzenia uznali chęć zachowania ówczesnego ustroju i osobistych pozycji przez ówczesnych rządców PRL.
Kiedy jesienią 1981 roku Stanisław Kania stracił stanowisko pierwszego sekretarza KC PZPR na rzecz Wojciecha Jaruzelskiego, odbierano to najczęściej jako zły znak: raczej zaostrzenia kursu władz (oczywiście na miarę walki partyjnych koterii), niż ich otwarcia na wolnościowe dążenia symbolizowane przez „Solidarność”. Kania bowiem uchodził za przedstawiciela bardziej liberalnego skrzydła partii. Zmianę na najważniejszym wtedy fotelu w państwie powszechnie tłumaczono naciskami Moskwy. I tym, że Kania próbował utrzymać zawiązane w Sierpniu’ 80 porozumienie społeczne (a więc także sprzeciwiał się zdławieniu siłą ruchu społecznego), lecz padł w starciu z silniejszymi towarzyszami.
Teraz sąd – kierujący się precyzyjnymi wymogami procesu karnego – nie znalazł dowodów, które by potwierdziły wpływ Kani na decyzję o wprowadzeniu stanu wojennego. Stąd werdykt uniewinniający. Bo trudno czynić zarzut procesowy z faktu, iż I sekretarz po ustąpieniu ze stanowiska pozostał w strukturach władzy, tyle że na dużo już niższym szczeblu.
Nawet jednak dla tych, którzy widzą w tym skandaliczną wyrozumiałość wymiaru sprawiedliwości III RP, istotne powinno być to, że sam stan wojenny kolejny raz oceniony został – właśnie majestatem prawa Rzeczpospolitej – za nielegalny. Co więcej, jako motyw jego wprowadzenia nie została uznana racja stanu (symbolizowana przez groźbę interwencji sowieckiej), ale przyziemna chęć utrzymania się u władzy przez aktualną ekipę.
I to nawet nie tyle wobec zagrożenia ze strony „Solidarności”, lecz własnych (choćby wspieranych przez Sowietów) kolegów z PZPR o jeszcze bardziej twardych głowach. Bo też były to najprawdopodobniej rzeczywiste powody wyprowadzenia wówczas czołgów na ulice.