Ostatniej nocy śnił mi się Jarosław Gowin niosący prezesa Kaczyńskiego w plecaku w polskie Tatry. Byłem więc pewien, że o którymś z nich będę pisał.
W upalną lipcową sobotę pojawił się w Suwałkach Jarosław Gowin. Chciał, by mieszkańcy miasta, w którym urodziła się Maria Konopnicka, mogli zobaczyć na żywo kogoś równie sławnego. Zobaczyć, usłyszeć… I co? I nic.
Gdy minister Rostowski zapewniał nas niedawno o malejącym długu publicznym, mieliśmy powody do zadowolenia.
Agencje podały, że dwie grupy naukowców ukraińskich i polskich, prowadzące badania nad darwinowską teorią ewolucji, przeprowadziły atrakcyjny eksperyment, by uzyskać odpowiedź na pytanie, co było pierwsze – jajko czy kura.
Na Stadionie Narodowym 60 tys. polskich katolików oglądało księdza uzdrowiciela, egzorcystę z Ugandy, który wykonał mszę świętą oraz wygłosił, odśpiewał i odtańczył nauczanie ewangeliczne.
Odbyły się konwencje wyborcze, czyli kongresy dwóch partii – PiS i PO. Partie te – przynajmniej w przekonaniu ich dotychczasowych wyborców – wszystko dzieli. Ja przepraszam, jedno je łączy. I PiS, i PO nie wiedzą, co z tym fantem zrobić.
Wraz z czerwcowymi upałami przeplatanymi tropikalnym dżdżem spadają nam na głowy kolejne fantasmagorie opozycyjnych polityków oraz rządu.
Nie ma dla mnie nic piękniejszego niż te oblizywane nerwowo usta i rozpalone oczy polityków i dziennikarzy zabierających głos w sprawie najbliższych wyborów do Sejmu, które przecież tuż-tuż, bo za dwa lata.
Kilka dni temu telewizja pokazała, jak minister Nowak otwiera drogowe rondo, a tymczasem stojący obok poseł Niesiołowski czyści sobie marynarkę rękawem.
Pół wieku temu, gdyśmy z przyjaciółmi żeglowali Omegą, odkryliśmy blazgwę.