Szkoda czasu na drobiazgi, gdy każda minuta się liczy, więc bezrobotnych, gospodarkę i reformy odłożyli za urny. Może zostaną tam na dłużej. Teraz najważniejsze jest, by konkretnie ustalić, kto z kim przeciwko komu i dlaczego taka koalicja, a nie jakaś inna ma największe szanse w wyborach i po nich.
Międlą, przeżuwają, mlaszczą, bo takie to dla nich świeże i takie soczyste. Tu lewicowiec skręcił w prawo, aby wyjść na prostą, tu liberał ogłosił się na chwilę socjaldemokratą, dwaj komuniści przystąpili do komunii, zaś konserwatyście śni się nacjonalizacja i związki partnerskie. A wszystko to i tak bez znaczenia, bo oto mamy przed sobą kolejny pomysł z cyklu, jak zasiać trawę korzeniami do góry. Jarosław Kaczyński mówi: zróbmy wcześniejsze wybory, które ja wygram. Żeby wygrać z Tuskiem, musi go tylko odsunąć od władzy. Ale to pestka. Tusk powinien przecież zgodzić się na to, że już teraz zastąpi go ktoś tak obiektywny i bezstronny jak Piotr Gliński. Nowy premier wysmaży raport o straszliwym stanie państwa i zarządzi przyśpieszone wybory, aby zwolnić stanowisko dla Kaczyńskiego. Najciekawsze jest to, że opisany przeze mnie scenariusz zbawienia Polski nie jest żadnym żartem, tylko autentyczną propozycją szefa PiS, na którą – powtarzam za Kaczyńskim – Tusk powinien się zgodzić.
Na razie jednak dalej mamy koalicję Platformy Obytakdalej i Zjełczałego Stronnictwa Ludowego. I wciąż nie wiem, na której ręce Sławomir Nowak – zresztą nie tylko on, inni też – nosi poczucie odpowiedzialności. Możliwe, że w ogóle nie nosi, bo jeszcze nie czuje takiej potrzeby. Niedawno w kolejnym odcinku telewizyjnego partyjno-rozpaczliwego serialu pt. „Mój nadgarstek świadczy o mnie” minister transportu przyznał, że jest ogólnie lekko opóźniony. To znaczy nie powiedział tego wprost, ale dał do zrozumienia – rodzina wręczyła mu zegarek w prezencie na 35 urodziny, gdy skończył lat 37.
Podległym ministrowi PKP daleko do takich osiągnięć. Kilka godzin to jest wszystko. W ostatnią sobotę musiałem wsiąść do pociągu Przewozów Regionalnych. Wszystkie wagony zapchane na sztywno – brudno, parno i lepko. Podobno w soboty zawsze tak jest, ale ma być lepiej. W całym kraju bowiem postanowiono zrobić „ukłon w stronę pasażerów”. Do wagonowych WC wstawiono szczotki, którymi podróżni powinni czyścić miski klozetowe. W ten sposób mają „pomóc w utrzymaniu składów” – oświadczyła rzeczniczka Małopolskich Przewozów Regionalnych.
Gdy naród już wyczyści klozety, da mu się w ręce widły oraz łopaty i skieruje do śmieci. Wrócą peerelowskie niedziele czynu partyjnego, zwłaszcza że handel będzie zakazany. W każdej gminie wyznaczy się połowę mieszkańców na radosnych wolontariuszy. Z transparentami „Cały naród sprząta Hannę Gronkiewicz-Waltz” oraz innymi, lokalnymi, popakują wszystkie polskie śmieci w worki i zaniosą je do domów. Później rząd się zastanowi, co z tymi workami zrobić dalej. Bardzo możliwe, że po trzech latach przejdą na własność lokatorów.
Do oczyszczania wzięła się też telewizja publiczna z Juliuszem Braunem na czele. Zamierza on, wzorem XVIII-wiecznych targów niewolników, odsprzedać 550 etatowych pracowników (w tym 400 dziennikarzy) jakiejś firmie zewnętrznej. Na rok. Potem się umowy nie przedłuży i nie trzeba będzie płacić za zwolnienia grupowe. Oszczędzone w ten sposób przez TVP pieniądze zasilą pewnie kasę firmy, która niewolników kupiła.
A gdyby tak jakiejś firmie zewnętrznej, może nawet zagranicznej, odsprzedać na te dwa lata, które nam zostały do wyborów, naszych 460 posłów i 100 senatorów? Może Chińczycy ich kupią, bo bardzo im ponoć przypadła do gustu wizyta polskiej delegacji z marszałek Kopacz na czele.