Rozmowa z pisarką Weroniką Gogolą o protestach kobiet, o Kościele, o tym, co trapi nasz kraj, i dlaczego lepiej mieszka się na Słowacji.
To protest robiony metodą chałupniczą i z materiałów z odzysku. Czyli nowocześnie. Jak głosił jeden z transparentów: „Żądamy powrotu do przyszłości. Niech się skończy ten koszmar!”.
Ogólnopolski Strajk Kobiet zaczynał jako grupa wkurzonych, a dziś jest coraz bliżej polityki. Kim są organizatorki największych od lat protestów?
„Czarnek, idź do diabła” – pod takim hasłem w poniedziałek demonstrowano pod siedzibą Ministerstwa Edukacji Narodowej w Warszawie. Interweniowała policja.
Tymczasem koleżanki i koledzy nauczyciele hardzieją. Nie czekają, aż ich dopadnie pisowski ogar i zawlecze przed komisję dyscyplinarną, tylko sami piszą na siebie donosy.
Najgorszym scenariuszem byłoby szukanie przez naszego Breżniewa swego Afganistanu, czyli „małej, zwycięskiej wojenki” (wewnętrznej lub zewnętrznej), która miałaby udowodnić wszystkim wokół, że nadal twardo dzierży stery władzy, a państwo jest silne i potężne.
Skala ostatnich protestów otrząsnęła policję z bezkrytycznej miłości do PiS. Ale funkcjonariusze szybko władzy nie opuszczą.
Uprzedzić, ukoić, uratować – o to chodzi w badaniach prenatalnych. Ale w Polsce wciąż straszy się nimi kobiety. A politycy, wbrew naukowcom, zamierzają ustalać, które wady są mniej, a które bardziej śmiertelne. I nie mówią prawdy o zespole Downa.
Sokółka ruszyła. Niby nic, wszędzie chodzili. Ale tutaj to jednak coś. W takich miasteczkach się nie manifestuje. I nie chodzi tylko o to, że wyśmieją, a z ambony ksiądz wytknie.
Premier i minister zdrowia bardzo wyraźnie obciążyli demonstrantów winą za wzrost liczby zakażeń SARS-CoV-2. Tymczasem opracowania naukowców na temat manifestacji w innych krajach wcale takich związków nie znajdują.