Polska służba zdrowia jest już prywatna w dużo większym stopniu, niż nam się wydaje. Państwowe, a dokładniej – samorządowe, są najczęściej szpitale. Państwowy jest też Narodowy Fundusz Zdrowia – czyli system gromadzenia i rozdzielania obowiązkowych składek od obywateli. Teoretycznie wszystkie one – tak państwowe, jak prywatne – mają jednakowe prawa do ubiegania się o środki z Funduszu. Ale mało kto odważa się tę teorię realizować. Jednym z odważnych był – jako szef Śląskiej Kasy Chorych – Andrzej Sośnierz, który teraz będzie kierował NFZ. Co by to było, gdyby w całym kraju zrobić taką rewolucję jak na Śląsku? Co mamy sądzić o perspektywie prywatyzacji szpitali, a także rozwoju prywatnych ubezpieczeń? Trzeba otwarcie powiedzieć, że spośród wszystkich prywatyzacji ta właśnie budzi szczególnie duży niepokój.
Kiedy się urodzi, będzie takie malutkie, że ledwo widoczne spomiędzy plątaniny kroplówek, cewników i respiratorów. Czasem, jeśli lekarz pozwoli, matka wcześniaka weźmie go na ręce, potrzyma na piersi, ma taką możliwość od niedawna. A potem znów odda dziecko szpitalowi, wróci do domu i, żeby nie zwariować, bezgranicznie zaufa lekarzom i pielęgniarkom.
Operacja przegrody nosa – najwcześniej we wrześniu. Usunięcie zaćmy – zapisy na przyszły rok. Likwidacja żylaków – dwa lata czekania. Nie, to nie jest kolejka w publicznej służbie zdrowia. Tyle trzeba czekać w szpitalach prywatnych, jeśli chcemy skorzystać z ich usług w ramach normalnego ubezpieczenia. Co innego – poza tymi ramami.
Sejm odrzucił projekt ustawy, która miała pomóc szpitalom w spłacie długów, ale pod pewnymi warunkami. Prezydent wniósł ten sam projekt w wersji łagodniejszej, bo coś trzeba zrobić. Od lat robimy tylko coś.