Koniec roku to dramat pacjentów, których szpitale nie chcą leczyć z powodu braku pieniędzy. Podjęte próby ominięcia tego problemu uznano za bezprawne, bo żyjemy w kraju, w którym za operację wolno zapłacić jedynie pod stołem. Pozostaje czekanie w kolejkach. Ale kto ma te kolejki ustawiać?
Rozmowa z prof. Mirosławem Dłużniewskim, przewodniczącym Komitetu Organizacyjnego VIII Międzynarodowego Kongresu Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego
Długi służby zdrowia przekraczają już 8 mld zł, a to oznacza, że komuś tych pieniędzy nie zapłacono. Szpitale mogą liczyć przynajmniej na współczucie. Setkom dostawców pozostaje dramatyczna walka o własne pieniądze, często z aroganckim i cynicznym dłużnikiem.
Zapaść, zawał, agonia – to najczęściej dziś powtarzane słowa opisujące sytuację w ochronie zdrowia. Choć brzmią brutalnie jak złowieszcza diagnoza, jakoś nie słychać nadjeżdżającej na sygnale karetki. Raczej syk stawianych baniek. W tak dramatycznej sytuacji to nie pomoże.
Wydawałoby się, że sprawa dostępu do przebywających w szpitalu dzieci jest od lat załatwiona. Że nikt nie będzie już śmiał popełniać niegodziwości, jaką jest oddzielenie chorego, znękanego dziecka od jego zatrwożonych rodziców. Jest gorzej niż było: za prawo czuwania przy własnym dziecku trzeba płacić.
Zmieniają się ministrowie zdrowia, ale nie wszystko zależy od ministrów. Są szpitale, które nie przyłączały się do powszechnego w służbie zdrowia lamentu na reformę i brak pieniędzy.
Minister zdrowia Mariusz Łapiński zażądał usunięcia ze szpitali fundacji, które wykorzystują publiczny sprzęt i przyjmują pacjentów za pieniądze. W ten sposób minister chce z siermiężnej ochrony zdrowia wyprowadzić świadczone na komercyjnych zasadach usługi. Ale co w zamian? Fundacje pozwalają dorobić szpitalom, personelowi medycznemu, zamożnym chorym ułatwiają omijanie kolejek. Może warto pomyśleć o wprowadzeniu prywatnych ubezpieczeń zdrowotnych? Ale politycy cały czas są im przeciwni.
Minister zdrowia oszczędza na szczepieniach przeciwko żółtaczce, szpitale – na środkach dezynfekcyjnych. W sumie jednak kupują ich ogromne ilości, więc jest to poważny interes. Nie wygląda on w Polsce na sterylnie czysty.