Wiele osób – i to nie tylko wśród ludzi młodych – ma bardzo optymistyczne podejście do życia. Z góry zakładają, że zawsze będą zdrowi, nie ulegną żadnym wypadkom i nie będą mieć problemów ze znalezieniem dobrze płatnej pracy. Nie potrzebują niczyjej pomocy, nie muszą też korzystać z ubezpieczeń społecznych. Taka idealna przyszłość jest statystycznie niemożliwa.
Banki i towarzystwa asekuracyjne wymyśliły genialny sposób, jak od klientów wyciągać pieniądze za pomocą niby-ubezpieczeń. Państwo wypowiedziało temu procederowi niby-wojnę. A Wojciech Kamieński ruszył na prawdziwą.
Kto na przedwczesnej likwidacji polisy stracił wszystkie wpłacone oszczędności, ma szansę odzyskać pieniądze. Ruszają pozwy zbiorowe przeciw ubezpieczycielom.
Minister Zdrowia Bartosz Arłukowicz proponuje nam ubezpieczenia dobrowolne, od lat zapowiadane przez kolejne rządy.
Mordercza konkurencja na rynku ubezpieczeń nie służy konsumentom. Towarzystwa, nie mogąc podwyższać cen, coraz częściej sprzedają nam śmieciowe polisy. O tym, jak niewiele są warte, przekonujemy się, gdy dojdzie do wypadku.
Nowa, obowiązująca od stycznia, ustawa o prawach pacjenta to kolejna tykająca bomba w służbie zdrowia. Jej skutki mogą być bardziej katastrofalne niż niedawne boje o refundacje leków. I dla szpitali, i... dla samych pacjentów.
To klienci narzekają zazwyczaj na chciwość firm ubezpieczeniowych. Ale pracownicy tych firm o chciwości klientów też mają sporo do powiedzenia.
Pożyczyć nieznajomemu pieniądze przez Internet? Dlaczego nie. Nie jest to takie niebezpieczne i można na tym zarobić.
Gospodarka to system naczyń połączonych. Tegoroczna powódź zalała tylko niektóre jego części, ale prędzej czy później pojawi się w pozostałych.
Superokazje na rynku finansowym ciągle się zdarzają. Jak jednak odróżnić uczciwych oferentów od naciągaczy?