W książce „Niespokojne pokolenie” psycholog społeczny Jonathan Haidt stawia tezę, że m.in. media społecznościowe i smartfony niszczą dzieciństwo. Ale czy technologia ma tylko mroczną stronę?
Zakaz miałby sens, gdyby towarzyszyły mu kompleksowe rozwiązania: więcej praktycznego szkolenia, jak używać telefonów, dbać o higienę i bezpieczeństwo. Konieczne byłoby także uporządkowanie rynku usług cyfrowych.
„Dojrzewanie” to tylko wierzchołek góry lodowej. A ta jest tak masywna, że może się o nią rozbić całe pokolenie. Karolina Lewicka rozmawia z Joanną Cieślą.
Wiadomość, że Duńczycy planują zakazać dzieciom używania telefonów w szkołach, zelektryzowała polskich pedagogów. Pójdziemy w ich ślady? Nieprędko.
Przeglądanie mediów społecznościowych, niewinna z pozoru czynność, może zmieniać fizjologię i anatomię mózgu.
Nadszedł czas groźnych – bo kuszących – lootboksów. Otwieranie internetowych skrzynek wciąga niczym każdy inny hazard i może mieć równie opłakane skutki.
Ja bym chciał, żeby były jasne zasady – wyznaje Michał, 13-latek z warszawskiej podstawówki. W jego szkole oficjalny zakaz używania smartfonów wprowadzono dwa lata temu. – Ale na przerwach prawie zawsze ktoś w coś gra i tylko czasem dostaje ochrzan.
Jako nauczyciel muszę próbować sobie wyobrazić, jak na świat spoglądają uczniowie. Wydaje mi się, że w kwestii smartfonów widzą przede wszystkim niespójność i hipokryzję.
Amerykanie go nie lubią, bo jest „chiński” (nieprawda), Europa go zwalcza, bo uzależnia (racja). Ale młodym TikTok się podoba. Co robić?
Szkodliwe dla umysłu – głosi apel Instytutu Spraw Obywatelskich – jest już samo trzymanie telefonu w zasięgu wzroku. Ale moi uczniowie na lekcję wchodzą już z nim w ręku. Kładą go na ławce, a gdy proszę, aby schowali, robią to, ale potem nie wiedzą, co ze sobą zrobić. Są zdezorientowani, więc cierpliwie nimi kieruję jak manekinami.