Napięcia między Kolumbią i Wenezuelą są tak stare, jak granica miedzy nimi. Przyczyna dzisiejszego kryzysu liczy sobie mniej, bo tylko pół wieku.
Prezydent Wenezueli, Hugo Chavez, postawił na nogi Amerykę Łacińską, wieszcząc zagrożenie dla pokoju, które jest skutkiem ekspansji militarnej USA w Kolumbii.
Gra w orkiestrze uratowała ich przed przestępczością. Dziś robią furorę na świecie. Na szacownym festiwalu w Salzburgu bilety na koncert Simon Bolivar Youth Orchestra of Venezuela z Marthą Argerich są już dawno wyprzedane.
Machnęli ręką na zachodnie kariery i pojechali do Wenezueli wspierać rewolucję Hugo Chaveza.
Muszę przyhamować nasz marsz – mówi prezydent Wenezueli. Przyznaje, że budując socjalizm, rząd zaniedbał palące problemy kraju.
Wyniki niedzielnych głosowań są rachunkiem wystawionym Zachodowi.
Czy Wenezuela staje się drugą Kubą? Jeszcze nie. Ale reszta Ameryki Łacińskiej zastanawia się, czy autorytarne zapędy Hugo Chaveza znajdą równie gorliwych naśladowców co jego rewolucja.
Prezydent Wenezueli Hugo Chavez montuje z Fidelem Castro oś przeciwko Ameryce i budzi sprzeczne namiętności – jedni się do niego modlą, drudzy biorą go na muszkę.
Siedzę na głazach pośrodku wioski Indian Yanomami Coromoto. Na wprost mnie szybko płynie rzeka, woda podniosła się w niej tak bardzo, że zalała wielkie kamienie, po których w zeszłym roku trzeba było się wspinać na brzeg. Dookoła – piętnaście chat. Prawie wszystkie opuszczone.