W polskiej muzyce rozrywkowej mamy prawdziwy wysyp dzieci gwiazd, starających się wskoczyć w kariery rodziców. Bywa, że talenty muzyczne są dziedziczone. Ale nazwisko i znajomości pomagają w debiucie. Później jednak taksa bywa surowa. Przynajmniej to jest sprawiedliwe.
Kiedy słyszysz pseudooperowe śpiewy z towarzyszeniem pseudosymfonicznych brzmień z samplera, to wedle bossów przemysłu muzycznego słuchasz klasyki. Ściślej – crossoveru. Koncerny fonograficzne pod etykietą classical przemycają po prostu marną muzykę.
Gdyby dać debiutantom szansę, mielibyśmy zupełnie inną Polskę muzyczną w mediach i rankingach płytowych bestsellerów. Ale kto się odważy?
Na nowej płycie „Dear Heather” Leonard Cohen żegna się nawet z kobietami, co w jego przypadku wygląda tak, jakby żegnał się już ze światem.
Edyta Górniak ogłosiła na swojej stronie internetowej koniec kariery, oskarżając dziennikarzy, że niszczą jej życie prywatne i zawodowe. Jak się okazuje, nie można mieć jednocześnie sławy i spokoju, za to trzeba mieć dobrą strategię marketingową.
Zarobki polskich artystów owiane są legendą. Krążą po kraju opowieści o luksusowych willach i drogich samochodach jako majątkowej normie znanych estradowców. Rzeczywistość okazuje się odległa od mitów. Faktycznie dobrze zarabia wąska czołówka, a i ta uzależniona jest od sezonowej koniunktury. Reszta orze, jak może.