Lumpenimigracja
Lumpenimigracja. Najsłabszych Berlin przeżuje i wypluje
Keine grenzen, jedziemy do Berlina, do miasta wolnych ludzi. Jedziemy na spontan, na balety w stylu punk, na mycie szyb, na budowę, na żebry, na włamania i spanie pod wiaduktem S-bahnu. Zobaczy się, na co jedziemy – w końcu jesteśmy młodzi.
Bobi
Rano Bobi mówi swojej Niemce: Idę. Niemka daje mężczyźnie ciepło, mieszkanie w poenerdowskim bloku i wnosi do związku zasiłek socjalny (350 euro). Ma na imię Manuela, ale Bobi mówi: Niemka. Więc Bobi idzie, wstępuje do marketu po jakieś mydliny, rozrabia je w wiadrze z wodą, na skrzyżowaniu koło stacji Jannowitz Brucke zmienia się w myjkarza szyb samochodowych. Gówniana to praca, ale po pierwsze Niemka widzi, że Bobi się stara, a po drugie Bobi ma parę euro na wypadek, gdyby Niemka oszalała i przestała go kochać.
Siedem lat temu Bobi, rozgoryczony Polską i rodziną, szczególnie ojczymem chamem, prosił kolegę z Krakowa, handlarza papierosów: Jak będziesz jechał za granicę, to mnie weź, wszystko jedno gdzie. Pojechali do Wiednia. Kolega powiedział: Radź sobie, Bobi – cześć, i zajął się interesami. Chłopak spał pod mostem, biegał z ulotkami, nosił cegły na budowach, ale kiedy najął go do pomocy mechanik samochodowy, Bobi zadzwonił do dziewczyny w Polsce, że życie układa mu się OK, może do niego przyjeżdżać. Było szczęśliwie, mieli dziecko, ale Austriacy Bobiego deportowali, potem deportowali Niemcy; niby, że za zniszczony paszport – wracał przez zieloną granicę, dotarł do Berlina. Chodzi o to, żeby za żadną cenę nie zostawać w Polsce, Polska to jest film dawno obejrzany.