Brak pracy staje się coraz większym problemem i coraz gorętszym tematem. Mówi o tym i rząd i opozycja i my wszyscy. Jak więc z bezrobociem walczyć?
W ostatni piątek PiS zaproponował wszystkim pracującym Polakom w swoim Narodowym Programie Zatrudnienia m.in. ekstra podatek w wysokości 2,5 proc. zarobków (w dużych miastach byłby on jeszcze wyższy). Pieniądze z tej nowej daniny byłyby przeznaczane na wspomaganie zatrudnienia ludzi młodych na wsi, w małych miastach, w zdegradowanych ekonomicznie gminach. Cel jest zbożny, metoda nieefektywna i nierynkowa. Jak to by wpłynęło na dochody płacących, ogólne koszty pracy w firmach, poziom inwestycji, gdzie dotacje by już nie trafiały? Autorzy projektu akurat tego nie wyjaśniają.
Podatki podnosić potrafi każdy. Na szczęście nie każdy może realnie to robić. Rząd, oby jak najdłużej, próbuje powstrzymać się od aplikacji najbardziej gorzkiego lekarstwa. Na razie - fakt, że zdecydowanie za późno - zabiera się za nowelizację kodeksu pracy. Przy tej okazji prochu, na szczęście, nie wymyśla. Chce wrócić do sprawdzonej w poprzedniej odsłonie kryzysu metody wydłużonego z czterech miesięcy do roku okresu rozliczeniowego czasu pracy. Jak nie będzie zamówień i zajęcia to pracownicy wrócą do domu wcześniej. Trafi się kontrakt to będziemy, bez nadliczbówek, siedzieć w robocie po godzinach. Trzy lata temu wpisano to do specjalnej ustawy stabilizacyjnej. Tym razem podobne rozwiązanie ma trafić do kodeksu pracy już na stałe, co powinno przynajmniej część większych pracodawców skłonić do ograniczenia planowanych zwolnień. Czy tak rzeczywiście będzie?
Są na to szanse. Taka ustawa może się przydać choćby dyrekcji Fiata w Tychach, gdzie ma zostać zwolnionych ok. 1,5 tysiąca pracowników. Nie ma zamówień, to trudno przecież trzymać niepotrzebną załogę i płacić. Może jednak związki uznają, że w trudnych czasach trzeba wykazać solidarność i kosztem niższych dla wszystkich zarobków jednak podzielić się pracą? Wtedy zwolnienia byłyby pewnie mniejsze. Tak zresztą było trzy lata temu.
Osobiście żałuję, że resort pracy z obecnym pomysłem nowelizacji kodeksu postanowił czekać aż do grudnia. Zanim ustawa wejdzie w życie, miną kolejne tygodnie czy miesiące. A spowolnienie w gospodarce i coraz większe bezrobocie mamy już dziś.
Wprowadzenie elastycznego czasu pracy, a także planowana przebudowa dzisiejszych pośredniaków, które od lat zbierają słuszne razy za niską skuteczność działań, a nawet zwykłe pozoranctwo, oczywiście nie załatwią wszystkich problemów na rynku pracy, ani nie pomogą wszystkim firmom. Przypadkiem beznadziejnym wydaje się np. narodowy przewoźnik lotniczy LOT, który nagle wystąpił o 400 mln złotych dotacji (w sumie ma być to miliard zł.), ma też program zwolnienia 600 pracowników. A jeszcze jesienią były już prezes mówił, że wychodzą na prostą. Im żaden elastyczny czas pracy nie pomoże, a podatnicy nie powinni w nieskończoność płacić za życie firmy ponad stan i nieudolność kolejnych zarządów. Może lepiej byłoby pozwolić jej upaść.
Złudzeń więc mieć nie warto. Nie tylko Fiata, LOT, ale też wiele innych, mniejszych przedsiębiorstw, czeka trudny rok. Pracownikom też nie będzie się przelewać. Właściwie u progu zimy można powiedzieć „oby do jesieni”, bo wówczas zdaniem części ekonomistów powinno być już z górki.