Dlaczego pan się drze? – zapytał z mównicy sejmowej Piotr Gliński, profesor, pierwszy wicepremier, minister kultury i dziedzictwa narodowego. Człowiek obdarzony taką wielością tytułów i zaszczytów powinien być arbitrem elegancji i kultury, tymczasem mówi, że poseł „się drze”. Być może ów poseł (którego nie pokazano, gdyż kamera pokazywała wicepremiera) zachowywał się niestosownie, może skandował „do dy-mi-sji!”, „kon-sty-tu-cja!”, ale żeby minister kultury tak się zdenerwował, że dla niego poseł się „darł”? Owszem, Sowa i przyjaciele też nie przebierali w słowach, klęli jak szewcy, ale to było w knajpie i w przekonaniu, że są sami swoi.
Gdybyż Gliński był jedyny! Nie. Jeden po drugim przedstawiciele władzy od pewnego czasu krzyczą, „wychodzą z nerw”. Na mównicy, na drabince, na ulicy – zewsząd krzyczą. Nie mówią, nie rozmawiają, nie dyskutują – tylko podnoszą głos. Krzyczą na nas. Krzyczą na „Polki i Polaków”. Krzyczą na Europę. Opozycji mają za złe, że jest „totalna”, a sami krzyczą jak Gomułka na Jasienicę. Krzykiem chcą zagłuszyć opozycję, a może i własne wyrzuty sumienia.
Prezydent Duda, kiedy przemawia, często jest pobudzony, nierzadko krzyczy. Zastanawiam się, dlaczego i na kogo? Potrafi być układny i poprawny, jak kiedy umizguje się do Trumpa, ale już po kilku zdaniach przemówienia chętnie włącza drugi bieg, dodaje gazu i krzyczy, zapala się, strzela słowami. Przeciwko komu? Choćby przeciwko prawnukom ludzi, którzy narzucali socjalizm i nigdy (zdaniem A.D.) nie pogodzą się z prawdą historyczną. Duda jest dobrym mówcą, panuje nad sobą, więc jeśli zaczyna krzyczeć, to musi mieć jakieś powody. Jakie? O tym za chwilę.
Premier krzyczy. Kto nie widział wystąpienia premier Szydło w „debacie” nad votum zaufania dla ministra Macierewicza, ten powinien odszukać to przemówienie w sieci. Już sam tekst jest kuriozalny. „Mam odwagę (! – D.P.) zadać elitom politycznym pytanie: Dokąd zmierzasz Europo? Powstań z kolan. (...) Nie będziemy uczestniczyli w szaleństwie brukselskich elit. (...) Obudź się Europo!”. Ale ten widok, ton, klimat, złość! Gdyby opozycja miała – tak jak władza – własną telewizję, to monolog premier Szydło emitowałaby co godzinę. Wszak to „melodia czyni piosenkę”. Bez tej melodii, bez tych gestów, bez tej mimiki, bez tego gniewu, piosenka Szydło wiele traci. Słuchając i patrząc na tę erupcję złości i pogardy, odnosi się wrażenie, jak gdyby nauczycielka krzyczała na stado niesfornych bachorów, którym na imię Polacy.
A jak się „drze” minister Błaszczak?! Zawsze na tę samą nutę. Pękła opona w limuzynie prezydenta? – Zastaliśmy BOR w strasznym stanie. Limuzyna pani premier skończyła na drzewie? – Sprzątamy po was, po ośmiu latach waszych nieudolnych rządów. Policjanci zakatowali skutego kajdankami człowieka na komisariacie i przez rok się nic nie dzieje? – Za waszych rządów policja była brutalna, wyciągamy ją z zapaści. Policja nie potrafiła znaleźć bandyty, który... siedział w innym więzieniu? – Wydawaliście więcej na emerytury dla ubeków niż na policję! Więzień i kumpel uciekają ze szpitala? – Zlot młodzieży katolickiej i szczyt NATO były sukcesem.
I ciągle to „wy”, „was”, „wam”, „wasze”. Czy ten rząd nie mógłby się rozchmurzyć i zwracać się do ludzi, w tym do posłanek i posłów, per „pani, pan”? (To mój apel do polityków wszystkich odcieni). Wszyscy ubolewają nad głębokim podziałem w narodzie, podziałem nie tylko politycznym, ale i kulturowym. Prezes Kaczyński wielokrotnie twierdził, że jego środowisko to są pany, w odróżnieniu od opozycji z podwórka. Więc czy pany nie mogłyby mówić per „pan, pani”, zamiast postkomunistycznego „wy”, z czasów kiedy pań i panów nie było? To już obniżyłoby temperaturę atmosfery chociaż o jeden stopień. Ja w każdym razie czuję się upokarzany, kiedy ktoś zwraca się do mnie w liczbie mnogiej, per „wy”, i krzyczy, jak gdyby złapał moją rękę w jego kieszeni. Dlaczego wszyscy oni są tacy źli i wzburzeni, czyli dlaczego się „drą”?
Ponieważ nie znoszą sprzeciwu. Sejm ma być niemy, a nie rozdokazywany, nie zamierzają dzielić się odpowiedzialnością z opozycją. Opozycja może siedzieć w Sejmie, ale cicho, media mają być posłuszne albo są amerykańskie, Sorosowe, niemieckie lub postkomunistyczne. Demokracja może być, ale nie liberalna, bo ta, którą mamy, jest najlepsza w Europie. Taka demokracja nie przewiduje wielomiesięcznych dyskusji, bo to jest imposybilizm, tylko: rano decyzja, w południe głosowanie, w nocy podpisanie i następny do golenia.
Są źli ze strachu. Przewidywali wojnę błyskawiczną, szli jak burza, tymczasem dobra zmiana przekształciła się w wojnę pozycyjną, a w takiej wojnie niektóre pozycje się traci: planowane zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej i Czarny Protest, podwyżka płac dla posłów i polityków, zabójstwo na komisariacie, kongres prawników, zawłaszczenie KRS do poprawki, 1:27 (co za wstyd), referenda w Legionowie i w Nieporęcie, przerwany sen o warszawskiej metropolii PiS, klapa w Opolu, afronty z Brukseli, przygany Macrona – to wszystko może zdenerwować. Nie tak miało być.
Osobowość autorytarna nie potrafi cieszyć się sukcesami, jak choćby „500+” czy rekordowo niskie bezrobocie, nie potrafi się odprężyć, wyluzować. Ona jest nienasycona, nieustannie spragniona nowych zdobyczy. I ciągle czuje się zagrożona. Boją się prezesa. Błaszczak się boi, Kurski się boi, Waszczykowski się boi, nawet Macierewicz się boi, po tym jak oberwał za Misiewicza, a ciągle wlecze się za nim dr Berczyński. Stąd bajki o tym, że za 10–15 lat polska armia będzie niezwyciężona.
Wreszcie „drą się”, ponieważ – na czele z prezesem – mają kompleksy. Czują się wybrani, lepsi, a jednocześnie niedowartościowani, niedocenieni, dwie piosenkarki potrafią wyprowadzić ich z równowagi. Może warto przypomnieć piosenkę Agnieszki Osieckiej „Sztuczny miód”:
„Możesz bredzić... Pleść bzdury... Androny...
Tylko błagam cię, (...) nie mów do mnie jak do żony.
(...) Możesz nie dać mi grosza na dom,
Tylko proszę cię, proszę – zmień ton!”.