Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Czy powinien nas interesować romans posła Pięty?

Poseł Stanisław Pięta i Izabela Pek poznali się na jednej z rocznic katastrofy smoleńskiej. Poseł Stanisław Pięta i Izabela Pek poznali się na jednej z rocznic katastrofy smoleńskiej. Tomasz Fritz / Agencja Gazeta
Poseł Stanisław Pięta i Izabela Pek poznali się na jednej z rocznic katastrofy smoleńskiej. O ich romansie od kilku dni rozpisują się tabloidy.

„Fakt” pisze, że „mąż, ojciec i konserwatywny poseł uwiódł samotną kobietę i ją oszukał”. Jeśli tabloid pisze prawdę, to poseł miał jej obiecywać małżeństwo, dzieci i pracę w PKN Orlen. Ale po kilku miesiącach zakończył romans. Kobieta poczuła się oszukana i opowiedziała o sprawie dziennikarzom.

Wyrzucą Stanisława Piętę z partii i komisji?

W partii zawrzało. W przyszłym tygodniu ma się zebrać prezydium klubu PiS, by podjąć decyzję o politycznej przyszłości Pięty. Ale czy prywatne, a wręcz intymne sprawy posła Stanisława Pięty powinny nas interesować? Powinny – przynajmniej z dwóch powodów.

Po pierwsze, poseł jest członkiem komisji śledczej ds. wyjaśnienia afery Amber Gold (do komisji kompletnie nic nie wnosił) i sejmowej komisji ds. służb specjalnych. W PiS krąży teoria, że Izabela Pek została Pięcie „podstawiona”, jak w latach 90. Anastazja P. Wprost napisała o tym na Twitterze Krystyna Pawłowicz. Nie jestem zwolenniczką teorii, że poseł Pięta padł ofiarą jakiejś politycznej intrygi. Ale rozumiem, że niektórzy politycy PiS w ten sposób stają w obronie kolegi.

Jednak od posłów, którzy pracują w komisjach i mają dostęp do ściśle tajnych informacji, mamy prawo wymagać elementarnej wiarygodności. Poseł Pięta, obrońca tradycyjnych wartości rodzinnych wdający się w romans, ma zerową wiarygodność i nie gwarantuje, że jest odporny na szantaże.

Wyborcy prawicy chcą wiedzieć o romansach

Po drugie, romans posła Pięty przestał być jego prywatną sprawą, odkąd zaczął publicznie bronić rodziny przed – jak mówił wiele razy – „lewactwem”, które tej rodzinie rzekomo zagraża. Pięć lat temu CBOS zapytał Polaków, czy dziennikarze powinni zajmować się życiem prywatnym polityków. 38 proc. uznało, że tak, ale tylko wtedy, gdy informacje te wpływają na wykonywane przez nich obowiązki. Co trzeci respondent ocenił, że w ogóle nie powinny być upubliczniane. A 25 proc. jest zdania, że z racji roli, jaką politycy odgrywają, wszelkie dane na ich temat, także osobiste, powinny być znane.

Kluczowe znaczenie przy decydowaniu, co pokazać z życia prywatnego polityka, powinna mieć kategoria „związek z działalnością publiczną”. Chodzi o to, by nie szukać taniej sensacji i główny akcent położyć na interes społeczny. Czy można uznać, że ujawnienie podwójnego życia posła, którego ugrupowanie głosi nierozerwalność małżeństwa, leży w interesie publicznym? Jacek Kurski pisał kiedyś na swojej stronie internetowej: „w swoim życiu zawsze kierowałem się chrześcijańskimi wartościami i zasadami. (…) Jestem przekonany, że te wartości pozwolą na budowę Polski silnej i niezależnej”, a później wyszło na jaw, że chciał się rozwieść z żoną, i to najlepiej w Brukseli, żeby o sprawie nie było zbyt głośno. Dziś żyje w nieformalnym związku.

Czytaj także: Stanisław Pięta, czyli PiS w koncentracie

Kiedyś jeden z posłów PiS publicznie upominał Ludwika Dorna, gdy ten wniósł sprawę o obniżenie alimentów na dzieci z poprzedniego małżeństwa. Potem okazało się, że przeciwko niemu też toczy się sprawa o podwyższenie alimentów. Była żona upubliczniła ten fakt, bo – jak wyznała – dłużej nie mogła znieść jego hipokryzji, a wyborcom należała się prawda.

Jeszcze w tym roku poseł Pięta w Telewizji Republika w cyklu „Polityk też człowiek” opowiadał: „Chciałbym przekazać dziecku te wartości, które rodzice mnie wpoili. (…) Żeby było przywiązane do świętej wiary rzymskokatolickiej, by starało się pomagać innym ludziom”.

Deklaracje te nie są spójne z tym, jak polityk żyje. Wspomniane badanie CBOS wykazało, że 46 proc. Polaków poparłoby zdradzającego swego partnera kandydata, jeśli uważałoby, że jest on merytorycznie sprawny. Tylko wyborcy prawicowi wycofaliby poparcie. To dla nich dyskomfort popierać kogoś, kto żyje inaczej, niż mówi. Dlatego własnie, dziennikarze mają wręcz obowiązek o tym pisać. Bo wyborcy PiS chcą wiedzieć, czy mają do czynienia z hipokrytą.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama