Wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki (PiS) zapowiadał, że ustawa zostanie uchwalona w jeden dzień. Nie ma żadnej potrzeby, żeby aż tak się spieszyć, bo wiadomo, że Senat wykorzysta swoje 30 dni na prace nad nią. Po co więc PiS-owi ten wyścig z czasem?
Czytaj też: Bliżej polexitu. Prasa zagraniczna o ustawie represyjnej PiS
Opozycja zaspała na początek posiedzenia
To demonstracja siły. Władza chce pokazać, że utrata Senatu nie powstrzyma jej marszu, a opozycja nic nie może zrobić. To potrzebne dla podtrzymania morale w partii i u jej wyborców, których trzeba utwierdzić w przekonaniu, że PiS nadal jest silny, zwarty i zwycięski.
Zaczęło się kiepsko: opozycja o mało nie wygrała głosowania ws. skreślenia ustawy represyjnej z porządku obrad, bo PiS nie stawił się w komplecie na początek posiedzenia. Jak sprawdziło OKO.press, brakowało 34 posłów partii rządzącej. Gdyby przyszli wszyscy członkowie opozycji, wygraliby stosunkiem głosów 213:201.
Ale nie przyszli: 11 z Koalicji Obywatelskiej, 12 z Lewicy i siedmiu z PSL. Z tego, co mówią, wynika, że nikt ich nie zmobilizował do punktualności. A więc opozycja albo wpadła na pomysł wniosku o skreślenie tego punktu z obrad w ostatniej chwili, albo nie umiała skoordynować swoich działań. Usunięcie ustawy z porządku obrad oczywiście nie spowodowałoby jej anihilacji, ale byłoby porażką moralną PiS.
Czytaj także: Sędziowie pod bat
PiS omija uzgodnienia w rządzie i konsultacje
Projekt, który wniósł klub PiS, a nie rząd – żeby ominąć sporządzanie opinii przez resorty i konsultacje społeczne – przedstawiał w Sejmie poseł Jan Kanthak.