Kadencja PiS znów rozpoczyna się od przyspieszenia, tym razem od razu w sprawie sądów. Wydawało się, że partia Jarosława Kaczyńskiego – po tym jak straciła Senat i nie udało się jej zwiększyć stanu posiadania w Sejmie – poskromi nieco apetyt i powstrzyma się od radykalnych zmian. Szczególnie że ma w perspektywie wybory prezydenckie o kluczowym znaczeniu.
Czytaj też: Wyborczy portret Polaków
Kluczowe wybory prezydenckie
Zwycięstwo oznaczałoby dla PiS ponowną konsolidację władzy. Tak jak w poprzedniej kadencji partia mogłaby liczyć na stopniowe zwiększanie realnego stanu posiadania w Sejmie kosztem Konfederacji czy PSL-Kukiz ′15. Reelekcja Dudy mogłaby też sprawić, że część opozycyjnych senatorów straciłaby zapał do przeciwstawiania się rządowi i PiS odwojowałby większość i w tej izbie.
Zwycięstwo kandydata opozycji dałoby zaś szansę na załamanie obozu władzy. W polskich warunkach głowa państwa może ubezwłasnowolnić rząd i większość sejmową, umiejętnie powstrzymując kluczowe inicjatywy i wzmacniając pozycję polityczną związanych ze sobą ugrupowań. Przy opozycyjnym prezydencie (i Senacie) dużo trudniej byłoby PiS-owi pokonywać kolejne, nieuchronne kryzysy i utrzymywać władzę.
Donald Tusk: Tyle nam zabiorą, ile pozwolimy
PiS znów radykalny
Z tego powodu wielu obserwatorów sądziło, iż do wyborów prezydenckich PiS powstrzyma się od radykalnych działań.