Dzisiejszy wyrok zapadł na tle sprawy wniesionej do Trybunału Konstytucyjnego jeszcze przed uchwaleniem przez PiS ustawy „kagańcowej”, która i tak zakazuje sędziom badania prawidłowości powoływania innych sędziów pod groźbą kary dyscyplinarnej.
Czytaj też: Buntownicy w TK psują plany Przyłębskiej
Wyrok z dublerem i zdaniem odrębnym
Czy zatem orzeczenie Trybunału Przyłębskiej coś zmienia? Owszem. Będzie przywoływane jako dowód zgodności ustawy „kagańcowej” z konstytucją. Według TK badanie prawidłowości powołania sędziego kwestionuje prerogatywy prezydenta, więc narusza ustawę zasadniczą. Wyrok pomija jednak konstytucyjną rolę Krajowej Rady Sądownictwa w procesie powoływania sędziów. A to właśnie legalność stworzonej przez PiS neo-KRS podaje się w wątpliwość.
Trybunał rozpatrzył sprawę w składzie pięcioosobowym, z Julią Przyłębską jako sprawozdawczynią. Nie udało się jej utrzymać dyscypliny i jednomyślności: drugi sprawozdawca Jakub Stelina zgłosił zdanie odrębne (uważa, że sprawę należy umorzyć ze względu na niedopuszczalność orzekania). W ogłoszeniu wyroku uczestniczył za to Justyn Piskorski, jeden z „dublerów”, czyli osób powołanych w miejsce prawidłowo wybranych sędziów.
Sprawę do TK wniosła wymyślona i stworzona przez obecną władzę Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego, gdy sądzony przez nią radca prawny złożył wniosek o wyłączenie jej sędziów. Powołał się na wyrok Trybunału Sprawiedliwości UE z 19 listopada, w którym postawiono pod znakiem zapytania legalność nominacji sędziowskich z udziałem neo-KRS i zgodność z unijnym prawem powołania i działania właśnie Izby Dyscyplinarnej.