Kryzys wywołany przez Covid-19 głęboko wpływa na przebieg wyborów prezydenckich w Polsce. Jest jeszcze zbyt wcześnie, aby ocenić, na ile działania rządu wpłyną na szanse Andrzeja Dudy, ale to jasne, że radykalnie zmieniony kontekst istotnie zmienił relacje między urzędującym prezydentem a jego rywalami.
W wielu ostatnich sondażach firmy badawcze pytały wyborców o to, jak by zagłosowali, gdyby wybory odbyły się w oryginalnym terminie 10 maja, a także o to, kogo poparliby po wygaśnięciu kryzysu. Wyniki nie mogą być jednak bezpośrednio porównywane z sondażami preferencji politycznych. Pyta się w nich bowiem o sympatie, gdyby wybory odbyły się w najbliższą niedzielę. Nie ująłem ich więc w swoim modelu.
Eksperci: Wybory w maju to ryzyko. I groźba kompromitacji
Wzrasta przewaga Dudy
Przy takim założeniu notowania Dudy poprawiły się w trakcie obowiązywania restrykcji. Na początku marca mógł liczyć na głosy 42–43 proc. zdecydowanych wyborców, bez szans na zwycięstwo w pierwszej turze. Obecnie jego najbardziej prawdopodobny poziom poparcia to 51 proc. (co daje 61 proc. szansy na reelekcję bez konieczności przeprowadzenia powtórnego głosowania).
Dla porównania: szanse Małgorzaty Kidawy-Błońskiej znacznie zmalały w ciągu ostatnich sześciu tygodni. Na początku marca na kandydatkę Koalicji Obywatelskiej chciało zagłosować 23–24 proc. wyborców, więc była najbardziej prawdopodobną rywalką Dudy w drugiej turze. Od tego czasu jej notowania spadły do ok. 15 proc., a jednocześnie poparcie dla Władysława Kosiniaka-Kamysza wzrosło z 10 proc. na początku lutego do ok. 13 proc. obecnie, zmniejszając statystyczny dystans między nimi. Poparcie dla pozostałych kandydatów utrzymało się na tym samym poziomie: Robert Biedroń może liczyć na 8 proc., Szymon Hołownia na 7 proc., a Krzysztof Bosak na 5 proc.
W coraz mniej prawdopodobnym scenariuszu, w którym doszłoby do drugiej tury wyborów, Duda powinien dość łatwo pokonać każdego z rywali. Choć coraz mniej sondaży ostatnio pyta o taki rozwój wydarzeń i trendy są mniej precyzyjne, to mamy wystarczająco wiele informacji, aby zauważyć głębsze zmiany. Różnica między Dudą a jego konkurentami wzrosła od początku marca i wynosi 20 pkt proc. przewagi nad Kidawą-Błońską i 14 proc. nad Kosiniakiem-Kamyszem.
Czytaj też: Prof. Radosław Markowski o wyborach w pocztowych sklepikach
Ci, którzy pójdą głosować w maju, poparliby Dudę
Choć już przed wybuchem pandemii pojawiały się sygnały, że kampania Kidawy-Błońskiej traci impet, to teraz jest jasne, że kryzys miał głęboki wpływ na jej szanse. Jednym z powodów jest niewidoczność kandydatów opozycji w obliczu braku realnej kampanii. Dane z ostatniego badania Centrum Studiów nad Demokracją przy SWPS wskazują, że decyzja o organizowaniu majowych wyborów miała znaczny i zróżnicowany wpływ na postawy Polaków.
W tym badaniu 57 proc. ankietowanych powiedziało, że nie weźmie udziału w wyborach korespondencyjnych z powodu obaw o ich zgodność z prawem. Takich wątpliwości nie miało 24 proc., z których większość, czyli 61 proc., planuje poprzeć Dudę. Żaden z jego rywali nie może liczyć w tej grupie na poparcie przekraczające 10 proc. głosów.
Jest mało prawdopodobne, żeby te postawy wobec nowej formy wyborów były jedynym uzasadnieniem dla pogłębiających się od początku kryzysu różnic w sondażach. Jednak nierówne szanse będą sprzyjały urzędującemu prezydentowi.
Posłuchaj podkastu: Czy wybory w maju to problem? Co z nimi zrobić?
Ben Stanley – brytyjski politolog mieszkający w Polsce, profesor Uniwersytetu SWPS. Przy wyliczeniach szacowanego poparcia kandydatów na prezydenta używa modelu statystycznego, którego prekursorem był amerykańsko-australijski politolog prof. Simon Jackman. Pod uwagę wziął sondaże Estymator, IBRiS, IBSP, Kantar, Maison&Partners, Pollster i Social Changes.
Model śledzi zmiany w preferencjach wyborców w czasie poprzez zestawianie przeprowadzonych sondaży i koryguje zmienność wyników w różnych firmach badawczych, żeby precyzyjniej oddać intencje głosowania, niż jest to możliwe na podstawie pojedynczego badania.