Nowa ustawa wyborcza dopiero w połowie przyszłego tygodnia wróci z Senatu do Sejmu (posiedzenie izby wyższej zaplanowano na 1–3 czerwca). Z poprawką wprowadzającą vacatio legis, ponieważ marszałek Senatu oraz przedstawiciele opozycji mają wątpliwości co do konstytucyjności czerwcowych wyborów.
Czytaj też: Druga tura coraz bardziej prawdopodobna
O co chodzi opozycji?
Według Tomasza Grodzkiego legalny sposób na przeprowadzenie elekcji gwarantowałaby: dymisja prezydenta, wprowadzenie stanu klęski żywiołowej bądź ogłoszenie wyborów po upływie kadencji Andrzeja Dudy (kończy się 6 sierpnia). Podobne zastrzeżenia zgłasza prof. Ewa Łętowska. Politycy Platformy twierdzą, że nawet jeśli ustawa przejdzie w przyszły czwartek błyskawicznie przez Sejm, poprawki Senatu zostaną odrzucone, prezydent w swoim zwyczaju natychmiast ją podpisze, a marszałek Elżbieta Witek chwilę potem ogłosi datę wyborów, władza nie wyrobi się z organizacją głosowania w planowanym terminie. I kolejny raz PiS będzie musiał wycofać się ze swoich zapowiedzi.
W PiS widać pewną nerwowość: spodziewano się, że opozycyjny Senat – także pod naciskami polityków Lewicy, którzy z powodu marnego sondażowego wyniku ich kandydata chcieliby już mieć te wybory za sobą – nie będzie zwlekał z głosowaniem nad ustawą. Stąd dzisiejsza, miejscami emocjonalna konferencja Elżbiety Witek, która wielokrotnie zarzucała Grodzkiemu, że nie dotrzymuje słowa. Marszałek Sejmu pytała: „O co chodzi opozycji?