Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Kiełbasa i gaszenie pożaru. MSWiA ogłasza „Bitwę o wozy”

„Bitwa o wozy”, konkurs MSWiA „Bitwa o wozy”, konkurs MSWiA mat. pr.
„Bitwa o wozy” to przykład wyborczej kiełbasy za publiczne pieniądze. Ale akcja MSWiA to też kolejny etap prowadzonej przez PiS operacji zdobywania wpływów na polskiej wsi.
Maciej Wąsik i Paweł Szefernaker prezentują konkurs „Bitwa o wozy”mat. pr. Maciej Wąsik i Paweł Szefernaker prezentują konkurs „Bitwa o wozy”

Ustawieni na tle czerwonych wozów z sikawkami wiceministrowie spraw wewnętrznych ogłosili nadzwyczajną okazję: oto w każdym województwie kraju gmina do 20 tys. mieszkańców, w której w najbliższą niedzielę do urn stawi się najwięcej mieszkańców, dostanie od resortu samochód ratowniczo-gaśniczy dla swojej ochotniczej straży pożarnej.

Czytaj też: Tydzień kampanii. Dwa spoty, dwa światy

Pożary a frekwencja

Oczywiście nie obyło się bez podkreślenia szczytnych celów. Po pierwsze, w Polsce jest 26 tys. ochotniczych straży pożarnych, z których 4,5 tys. działa w ramach krajowego systemu ratowniczo-gaśniczego. I faktycznie są one jego ważnym elementem – dość powiedzieć, że to właśnie ochotnicy często jako pierwsi docierają na miejsce pożarów czy wypadków (według statystyk w 2019 r. stało się tak ok. 200 tys. razy, a w tym roku już ponad 100 tys. razy). Zwykle mają dużo bliżej niż jednostki straży państwowej. Warto więc OSP wspierać, a koszty ich służby nie powinny obciążać jedynie samorządów. Funkcjonariusze MSWiA podkreślali też, że akcja powinna zaktywizować lokalne społeczności i zmotywować ludzi do głosowania. A na wysokiej frekwencji wszystkim zależy, nieprawdaż? Jest wszelako kilka „ale”.

Najpierw czysto zdroworozsądkowe. Skoro rząd chce dodatkowo wesprzeć strażaków ochotników, to powinien przecież w pierwszej kolejności pomóc najbardziej potrzebującym – tym, którzy mają największe kłopoty ze sprzętem. Może się okazać, że rekordową frekwencją wykażą się gminy, które akurat auta gaśnicze mają, a te rzeczywiście ich potrzebujące znowu odejdą z kwitkiem. Nie od frekwencji przy urnach powinno zależeć, czy jest czym jeździć do pożaru.

Czytaj też: Duda postawił niemal wszystko na Trumpa. Dlaczego?

Dary tam, gdzie Duda ma szanse

Właśnie dlatego, i to kolejne zastrzeżenie, „Bitwa o wozy” musi się kojarzyć z prostą (gdyby nie delikatna i ważna materia, należałoby powiedzieć: prostacką) kiełbasą wyborczą. Zwłaszcza że ten rząd bezpardonowo wspiera jednego kandydata. Tego, który jako dotychczasowy prezydent ułaskawił swego czasu polityka pełniącego dziś – tak się składa, że m.in. dzięki tej decyzji – funkcję ministra spraw wewnętrznych. Oczywiście za kiełbasę zapłacą podatnicy. Na „Bitwę o wozy” pójdzie z budżetu prawie 13 mln zł (16 samochodów po niemal 800 tys. zł każdy).

Więcej: obozowi władzy szczególnie zależy na zwycięstwie jego kandydata już w pierwszej turze głosowania, w drugiej bowiem szanse Andrzeja Dudy nie są już tak oczywiste. Tymczasem – jak wynika z sondażu IPSOS dla OKO.press – tylko w gminach do 20 tys. mieszkańców Duda mógłby liczyć na taki poziom poparcia, który gwarantuje zwycięstwo bez dogrywki. „Reszta Polski popiera go w o wiele mniejszym stopniu. Im większa będzie frekwencja w najmniejszych gminach, tym więcej głosów padnie na urzędującą głowę państwa” – piszą analitycy. Zwracają ponadto uwagę, że jeśli gminy skuszone wizją rządowych darów będą walczyć o najwyższą frekwencję, nadgorliwi sołtysi, wójtowie czy burmistrzowie mogą zacząć „majstrować przy wyborach”. Wypaczenie zaś wyniku w gminach do 20 tys. mieszkańców może mieć wpływ na wynik całych wyborów – tam mieszka ponad 20 mln (a więc większość) Polaków.

Czytaj też: Paździerzowa propaganda PiS

Jak PiS osacza wieś

Znamienne jest wreszcie to, że PiS od początku prowadzi operację przejmowania Ochotniczych Straży Pożarnych. Zgodnie z piękną i starą tradycją ich rola na wsi nie polega wyłącznie na walce z pożarami, powodzią czy innymi klęskami żywiołowymi, są również ważnymi ośrodkami aktywności lokalnej. Wokół, umownie mówiąc, strażackiej remizy powstają rozmaite inicjatywy kulturalne, folklorystyczne, sportowe, samopomocowe itd. Znaczenie polityczne OSP jest więc nie do pogardzenia. Samych strażaków ochotników jest ponad pół miliona, więc z rodzinami stanowią m.in. potężną armię wyborców.

Przez dekady największe wpływy w OSP mieli, co naturalne, ludowcy. Symbolem niech będzie to, że jeszcze niedawno Związek OSP RP był dotowany przez rząd, ale w zarządzie niezmiennie od lat zasiadał były premier i szef PSL Waldemar Pawlak, a w 23-osobowym prezydium co trzeci członek był politykiem Stronnictwa. A to tam decydowano o podziale pieniędzy między poszczególne oddziały i jednostki.

Po objęciu władzy ekipa PiS zmieniła system: jesienią 2016 r. zapadła decyzja, że poszczególne OSP będą dostawać fundusze bezpośrednio z resortu spraw wewnętrznych. Kilka miesięcy później doprecyzowano, że pieniądze rozdzielać ma komendant Państwowej Straży Pożarnej.

Przed wyborami samorządowymi 2018 PiS ruszył do kolejnego etapu ofensywy: tym razem pieniądze obiecał OSP minister sprawiedliwości. Zbigniew Ziobro zapowiedział, że z zarządzanego przez jego resort Funduszu Sprawiedliwości przekaże im 100 mln zł. Nic to, że wedle prawa Fundusz ma służyć wspieraniu ofiar przestępstw i świadków, działaniu na rzecz przeciwdziałania przestępczości i pomocy postpenitencjarnej. Ważniejsze, że to sporo więcej, niż wynosi podstawowa coroczna dotacja rządu dla OSP.

Kiełbasą zatem PiS próbuje kupić tę formację od dawna, a obecna „Bitwa o wozy” to najwyżej jedno jej pęto.

Czytaj też: Ostry zwrot Dudy. Pomoże mu?

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną