Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

PiS postawił wszystko na Trumpa. Czy Polska na tym straci?

Andrzej Duda z wizytą w Waszyngtonie, 24 czerwca 2020 r. Andrzej Duda z wizytą w Waszyngtonie, 24 czerwca 2020 r. Jakub Szymczuk / Kancelaria Prezydenta RP
Zmiana w Białym Domu będzie fundamentalna i poprzestawia relacje Ameryki z NATO, Europą, a częściowo i resztą świata. Co oznacza dla naszego bezpieczeństwa i obronności?

Na razie reakcjami żądzą emocje i trudno powiedzieć, czy bardziej liczy się odliczanie dni do nieuchronnego odejścia Donalda Trumpa, czy do wyczekiwanego nadejścia Joego Bidena. I nie chodzi tylko o to, że przegrany nie kwapi się, by zaakceptować decyzję wyborców. Wcześniej czy później Trump będzie musiał przyjąć do wiadomości, że od 20 stycznia w południe czasu waszyngtońskiego Ameryka będzie mieć nowego głównodowodzącego.

Większość sojuszników USA odetchnie z ulgą i relacje zniszczone przez Trumpa zacznie odbudowywać na bazie zaufania, a nawet sympatii. Uśmiech, otwartość, łagodność, pewność siebie, przewidywalność – te sprawdzone narzędzia amerykańskiej soft power Biden skutecznie wykorzystał nie tylko na własny użytek. Tym wygrał również przychylność świata, na pewno Europy i NATO.

Jerzy Baczyński: Jesień trumpistów

America first

Gdy na stopniach Kapitolu prezydent elekt położy rękę na Biblii Abrahama Lincolna (może wybrać i zachowany egzemplarz Jerzego Waszyngtona), emocje będą musiały ustąpić realiom. Niesiony falą optymizmu przywódca zmierzy się z dramatyczną, smutną, przerażającą rzeczywistością Ameryki pogrążonej w najgłębszym kryzysie od dekad. Nie wiemy, jaki będzie stan pandemii w styczniu 2021 r. Nie wiemy, jakie będą straty gospodarcze, ale z całą pewnością większe niż do tej pory. Nie wiemy, jak bardzo reszta świata zajęta będzie ratowaniem własnych populacji i gospodarek przed wirusem, ale na pewno bardziej niż teraz. 46. prezydent Stanów Zjednoczonych wejdzie na scenę bez burzy oklasków, bo widownia będzie w lockdownie.

Reklama