Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Zaczyna się gra z ustawami sądowymi. Czy UE się nabierze?

Sąd Najwyższy Sąd Najwyższy Mariochom / Wikipedia
To, że większość zgłoszonych projektów (poza tym KO-Lewicy) nie idzie w kierunku przywrócenia praworządności, a jedynie stwarza takie wrażenie, jest oczywiste. Unia, uznając rozpoczęcie prac za wystarczające, weszłaby w tę grę pozorów.

Sejm zajmie się zmianą postępowań dyscyplinarnych wobec sędziów. To ma być sygnał (pretekst) dla Unii Europejskiej, że może odblokować wstrzymane miliardy euro z Krajowego Planu Odbudowy.

Mariusz Janicki: Wojenny kompromis według PiS

Gra pozorów

Sprawa wygląda mocno niepoważnie, bo posłowie mieliby pracować nad pięcioma projektami, z których jeden – Koalicji Obywatelskiej i Lewicy – nie jest żadną miarą do pogodzenia z pozostałymi. A pozostałe w żadnej mierze nie spełniają warunków postawionych w październiku zeszłego roku przez przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulę von der Leyen, czyli:

  1. likwidacji Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego
  2. reformy postępowania dyscyplinarnego dla sędziów (tak by nie naruszał zasad praworządności)
  3. zapoczątkowania procesu przywracania do orzekania odsuniętych sędziów.

Tym bardziej nie wypełniają lipcowego wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE w tej samej sprawie i nakazu tymczasowego TSUE o zawieszeniu działania Izby Dyscyplinarnej i przywróceniu zawieszonych sędziów.

Niektórzy komentatorzy spekulują też, że praca nad czterema projektami razem to kolejny pozór, bo i tak wiadomo, że uchwalony ma być – może z drobnymi modyfikacjami – projekt prezydenta Andrzeja Dudy jako pochodzący teoretycznie z bardziej neutralnego politycznie źródła. Tak przynajmniej ma być odbierany w Brukseli.

Czy Unia skorzysta z pretekstu, jakim będzie rozpoczęcie prac nad wniesionymi do Sejmu projektami? Zobaczymy. To, że nie idą one (poza projektem KO-Lewicy) w kierunku przywrócenia praworządności, a jedynie stwarzają pewne pozory, jest oczywiste. Unia, uznając rozpoczęcie prac za wystarczające, weszłaby w tę grę pozorów, co z pewnością byłoby fatalnie odebrane przez niezawisłych sędziów i wspierające ich społeczeństwo obywatelskie.

Z drugiej strony odblokowanie KPO nie oznacza, że PiS już wszystko będzie miał pod kontrolą, a Polska dostanie zapisane w nim pieniądze. Po pierwszych zaliczkach (których nie dostała) teraz dostępne są tylko pieniądze płacone „z dołu”, czyli po wydaniu naszych pieniędzy i przedstawieniu rachunków. Wtedy Unia rachunki i programy, na jakie zostały wydane środki, zweryfikuje. Oceni też realizację zawartych w KPO „kamieni milowych” – określonych celów. Niektóre związane są z praworządnością. Bruksela będzie mogła sprawdzić, co z reformą postępowań dyscyplinarnych i przywracaniem odsuniętych sędziów.

Co konkretnie jest w projektach, z których Sejm ma zacząć coś lepić?

Czytaj też: Święty PiS na wojnie, nie tykać

Wbrew Trybunałowi Praw Człowieka

Projekt prezydencki. Zamiast Izby Dyscyplinarnej tworzy Izbę Odpowiedzialności Zawodowej. O jej obsadzie decydować będzie prezydent, wybierając 11 spośród 36 wyłonionych w drodze losowania kandydatów. Można więc sądzić, że jeśli w ogóle, to prawomocni sędziowie mogą być wśród tych jedenastu raczej wyjątkami.

Sędziowie z dzisiejszej Izby Dyscyplinarnej zasilą pozostałe Izby SN, powodując, że będzie jeszcze więcej wątpliwych prawnie wyroków.

Projekt wprowadza procedurę kwestionowania bezstronności sędziego przez stronę procesu. Może być ona uruchomiona w ciągu trzech dni od zawiadomienia (w jakim trybie?) o ustanowieniu składu orzekającego. Ale nie można kwestionować samych okoliczności powołania sędziego, a to jest sprzeczne z wyrokami Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w sprawach Reczkowicz, Dolińska-Ficek i Ozimek oraz Advance Pharma.

Prezydencki projekt wprowadza nowy delikt dyscyplinarny: „odmowę wykonywania wymiaru sprawiedliwości” – bat na sędziów, którzy odmawiają zasiadania w składach z neosędziami, by zmniejszyć liczbę wadliwych wyroków i chronić w ten sposób prawa osób sądzonych. Zostaje za to zakaz kwestionowania prawidłowości powołania sędziego zawarty w tzw. ustawie kagańcowej.

W ramach spełnienia warunku KE i wyroku TSUE, by natychmiast przywrócić do orzekania sędziów, którym Izba Dyscyplinarna uchyliła immunitet, projekt wprowadza przepis o „bezzwłocznym zweryfikowaniu adekwatności zastosowanego przez Izbę Dyscyplinarną wobec sędziego środka tymczasowego” przez Izbę Odpowiedzialności Zawodowej. Tylko że owa Izba, jak Izba Dyscyplinarna, będzie się zapewne składać z neosędziów.

Czytaj też: Nie ma lepszego i gorszego PiS. Oni lepsi nie będą

Kara za kwestionowanie neosędziów

Projekt PiS. Jest dość podobny do prezydenckiego. Z tym że w przeciwieństwie do niego stwarza możliwość, by w sprawach dyscyplinarnych orzekali także prawidłowo powołani sędziowie.

Izba Dyscyplinarna ma zniknąć w obecnym kształcie, a jej neosędziowie, jak w projekcie prezydenckim, zasilą inne Izby SN, dominując ich składy. Sędziów do orzekania w konkretnej sprawie ma się losować spośród wszystkich sędziów SN (tak było przed rządami PiS). Ale koniec końców składy sądzące sprawy dyscyplinarne będą zdominowane przez nominatów PiS, bo oprócz neosędziego (jest ich dziś w SN połowa) w trzyosobowym składzie będzie wybrany przez PiS ławnik.

Projekt przewiduje – zgodnie z orzeczeniami TSUE – że nie będzie można sędziów karać za zadawanie TSUE pytań prejudycjalnych, „chyba że do wydania orzeczenia doszło na skutek poważnych i całkowicie niewybaczalnych zachowań ze strony sędziego, polegających w szczególności na celowym, wynikającym ze złej wiary lub z wyjątkowo poważnych i rażących zaniedbań i pogwałceniu przepisów prawa krajowego i prawa Unii Europejskiej, których przestrzeganie mają zapewnić, na arbitralnym szafowaniu wyroków lub na odmowie wymiaru sprawiedliwości”. To długie zdanie jest wytrychem, żeby jednak ukarać za zadawanie pytań, nie mówiąc już o karaniu za wykonywanie orzeczeń TSUE wydanych w odpowiedzi na takie pytania.

Projekt nie wykreśla z ustawy kagańcowej deliktu dyscyplinarnego w postaci „działań lub zaniechań mogących uniemożliwić lub istotnie utrudnić funkcjonowanie organu wymiaru sprawiedliwości” i „kwestionowania istnienia stosunku służbowego sędziego, skuteczności powołania sędziego lub umocowania konstytucyjnego organu Rzeczypospolitej Polskiej [np. neo-KRS]”. A więc nadal będzie można odsuwać od orzekania sędziów za kwestionowanie powołań neosędziów.

Warunek KE przywrócenia do orzekania odsuniętych sędziów projekt PiS realizuje, dając każdemu takiemu sędziemu możliwość wystąpienia o umorzenie postępowania i przywrócenie immunitetu. Ale sąd to uwzględni, jeśli uzna, że „nie zachodzą wyjątkowe okoliczności”, o których była mowa wyżej – chodzi o te „niewybaczalne zachowania” itp. Czyli przepis o możliwości uchylenia represji pozostanie pusty, chyba że trafi się na skład dyscyplinarny zdominowany przez prawomocnych sędziów, co jest mało prawdopodobne.

Czytaj też: PiS się zakiwał. Miliardy euro dla Polski właśnie się mocno oddaliły

Chaos

Projekt Solidarnej Polski. To pomysł redukcji Sądu Najwyższego do dwóch izb: Prawa Prywatnego i Prawa Publicznego. Zajmowałby się skargami nadzwyczajnymi, ważnością wyborów, ważnością sędziowskich powołań, sprawami dyscyplinarnymi. Nie rozpatrywałby już kasacji, chyba że skieruje je Prokurator Generalny, RPO czy RPD.

Jeśli sędzia SN odmówiłby orzekania z sędzią, którego powołanie kwestionuje, lub uchyliłby wyrok takiego sędziego – byłoby to traktowane jak zrzeczenie się przez niego stanowiska. Prezydent zakazywałby mu dalszego pełnienia urzędu.

Dzisiejszy Sąd Najwyższy zostałby rozwiązany i powołany na nowo z jednej czwartej składu. Sędziowie orzekający w SN od minimum dziesięciu lat będą mogli przejść w stan spoczynku. O losie reszty zdecydują… neo-KRS i prezydent. Trzydziestu powoła się do SN, a resztę rozparceluje po sądach apelacyjnych.

Nieosądzone przez SN kasacje zostaną przekazane sądom apelacyjnym.

Projekt przewiduje więc likwidację Izby Dyscyplinarnej, pozostawiając sprawy dyscyplinarne nowemu Sądowi Najwyższemu, którego skład w całości ustalą neo-KRS i prezydent (więc w SN byliby zapewne sami neosędziowie). Nie odnosi się do postulatu Komisji Europejskiej i wyroku TSUE, by przywrócić sędziów odsuniętych od pracy za obronę niezależności sądownictwa. Wprowadza za to automatyczne usuwanie ze stanu sędziowskiego każdego sędziego SN, który zakwestionowałby prawidłowość powołania sędziego. To mechanizm pozwalający na znacznie wydajniejsze represje niż postępowanie dyscyplinarne. Tylko nie do końca wiadomo, po co jeden neosędzia miałby kwestionować ważność powołania innego neosędziego?

Całość projektu nie tylko zredukuje Sąd Najwyższy, czyniąc z niego w pełni kontrolowaną politycznie specgrupę, ale wprowadza chaos w systemie sądownictwa, przerzucając kasacje do sądów apelacyjnych bez zmiany ich struktury.

Czytaj też: 12 przekazów, które chronią PiS i rujnują opozycję

Wyrzucić ziobrowe zmiany

Projekt KO i Lewicy (opracowany przez stowarzyszenie Iustitia). Reformuje nie tylko postępowania dyscyplinarne, ale też Krajową Radę Sądownictwa, reguluje sprawę neosędziów i wydanych już przez nich wyroków.

Neo-KRS ma być powołana na nowo. Wyboru sędziów do niej mają dokonać sędziowie w tajnym, powszechnym głosowaniu i ma być to reprezentacja sądów wszystkich szczebli. Wybory mają być poprzedzone publicznym wysłuchaniem.

Sprawa neosędziów ma być rozwiązana z mocy prawa, nie będzie weryfikacji. Ci, którzy dzięki neo-KRS awansowali, mogą powrócić na poprzednie stanowiska, jeśli złożą wniosek do prezesa sądu. Ci powołani po raz pierwszy z mocy prawa przestają być sędziami. Z wyjątkiem tych, którzy sędziami zostali, przechodząc wprost z asesury.

Neosędziowie SN i NSA będą musieli zwrócić zarobki osiągnięte na tych stanowiskach do wysokości swoich poprzednich pensji.

Wyroki neosędziów pozostają w mocy, chyba że strona zechce je zakwestionować. Jednak wszystkie wyroki Izby Dyscyplinarnej zostają z mocy prawa unieważnione. To samo dotyczy Izby Kontroli Nadzwyczajnej – z wyjątkiem wyroków o ważności wyborów. I wyroków innych neosędziów SN wydanych po 23 stycznia 2020 r., czyli po uchwale trzech połączonych Izb Sądu Najwyższego wykonującej orzeczenie TSUE, w którym zawarta była instrukcja, jak oceniać, czy sędzia powołany z udziałem neo-KRS spełnia kryteria bezstronności.

Projekt reformuje postępowanie dyscyplinarne. Usuwa zapisy tzw. ustawy kagańcowej. Likwiduje Izbę Dyscyplinarną i powraca do zasady, że sędziów do rozpatrzenia sprawy dyscyplinarnej losuje się spośród sędziów SN. Znosi instytucję ławników w SN. Za to w postępowaniu dyscyplinarnym może uczestniczyć przedstawiciel społeczny.

Czytaj też: Czy Kaczyński ma nowy plan?

Jest jeszcze piąty projekt wniesiony przez Lewicę – historycznie pierwszy, bo pojawił się w Sejmie w grudniu. Minimalistyczny i kompromisowy. Nie wykonuje unijnego warunku przywrócenia do orzekania zawieszonych sędziów. Przewiduje likwidację Izby Dyscyplinarnej, przeniesienie w stan spoczynku jej sędziów. Składy sądzące sprawy dyscyplinarne wyznaczałoby Kolegium SN, losując ze składu całego Sądu Najwyższego (z wyłączeniem prezesów, Rzecznika Dyscyplinarnego i jego zastępców). To znaczy, że w składach sądzących sprawy dyscyplinarne będą także neosędziowie. Projekt nie odnosi się do problemu tzw. ustawy kagańcowej.

Wbrew wyrokowi TSUE wydanemu w lipcu zeszłego roku ten projekt Lewicy przekazuje I Prezesowi SN rolę pełnioną dziś przez Prezesa Izby Dyscyplinarnej - wyznaczania sądu dyscyplinarnego, który w pierwszej instancji rozpatrzy sprawę przeciwko sędziemu sądu powszechnego (te sądy działają przy sądach apelacyjnych). TSUE stwierdził, że takie arbitralne wskazywanie sądu narusza prawo do bezstronnego sądu ustanowionego ustawą.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną