Premier deklarował z zapałem i przekonaniem, w stylu słusznie już zapomnianym, choć tlącym się jeszcze przecież w zakamarkach niektórych umysłów. Trudno się rozeznać, czy to tylko zamierzchła rocznicowa propaganda, słowo Zawiszy, na którym należy polegać, czy typowa gadka szmatka złotoustego polityka.
Zapewnienie o rychłym nadmiarze węgla padło przy okazji uchwalenia przez Sejm ustawy o dodatku węglowym w wysokości 3 tys. zł. Dla wszystkich, którzy używają węgla do ogrzewania, a także do gotowania strawy – i fakt ten zgłosili do końca minionego czerwca w Centralnej Ewidencji Emisyjności Budynków. Dotyczy to ponad 3,8 mln gospodarstw domowych. Spalają, średnio licząc – i licząc oszczędnie – po 3–5 ton węgla rocznie.
Czytaj też: Dopłaty do węgla, którego nie ma. PiS walczy o stołki
Dodatek do węgla szlag trafił
W temacie węgla do pieców dzieje się w rządzie coś niepokojącego. Zwłaszcza premier wykazuje szczególny poziom napięcia i nerwowości. Tak jakby utknął w oku sieci, która pozbawia go możliwości ruchu, tym bardziej że w innych okach siedzą inni, wrodzy mu rządowi partnerzy. Wszyscy próbują wyrwać się z tej matni, ale idzie marnie. Tym bardziej że panika pogłębia impas. Także werbalny.