Sytuacja jest bardzo poważna, ale nie grozi globalnym konfliktem. Najważniejsze, że przynajmniej we wstępnej ocenie nie okazała się celowym atakiem zbrojnym Rosji na terytorium państwa NATO. W każdym razie nie traktują jej tak ani polskie władze – jak wynika z wypowiedzi wielu polskich polityków – ani Sojusz Północnoatlantycki czy same Stany Zjednoczone. Eksplozję, która niestety pozbawiła życia dwóch polskich obywateli, wczoraj wieczorem i na pewno jeszcze dziś rano traktuje się oficjalnie jako jednorazowy incydent, tragiczny wypadek wymagający zbadania i wyjaśnienia, a nie jako casus belli.
Wybuchu szerszego konfliktu NATO z Rosją przynajmniej na razie nie będzie. Będzie śledztwo z udziałem międzynarodowych ekspertów, które – raczej szybko – powinno ustalić, co wybuchło we wsi Przewodów i za czyją sprawą to coś na wieś w ogóle spadło.
Czytaj też: Co spadło na Przewodów? Trzy możliwości
Ważne, co ustalą wojskowi i biegli
Główne robocze hipotezy, o których oficjalnie nikt nie mówi, ale które są głównym tematem wymiany poglądów w obronnej branży, wskazują, że pod granicą spadł albo jakiś rosyjski pocisk ofensywny – manewrujący czy nawet balistyczny – albo rakietowy pocisk przechwytujący systemu obrony powietrznej.
W pierwszym przypadku należałoby bić na alarm, bo to jednak rosyjska broń lądująca na terytorium kraju NATO.