Na początku października opublikowałem felieton „Razem czy osobno. Rzućmy okiem”, w którym argumentowałem, że wspólne przystąpienie do wyborów jest korzystne dla partii opozycyjnych. Rzecz jest nadal niezdecydowana, p. Hołownia jest za, a nawet przeciw (lub odwrotnie) w imieniu Polski 2050. Ujął to tak: „Zdradzę panu, że jedna lista to sprzedawany ludziom wielki pic na wodę. Tak naprawdę nikt jednej listy nie chce. PSL deklaruje od dawna, że na pewno nie pójdzie z PO. Lewica chce iść sama. Aktyw PO zaklina swojego szefa, żeby tylko nie robił jednej listy. Tymczasem to z nas robi się grabarzy świętej jedności opozycji, żeby odwrócić temat od kaca, jaki inni mają po głosowaniu noweli o SN. Dla mnie wartości są ważniejsze niż jedność, kto ma inne zdanie – niech już dziś idzie głosować na Zjednoczoną Prawicę. Po drugie – nie tylko ja mam badania, to wychodzi też innym partiom, że im bardziej się blokujemy, tym bardziej rośnie Konfederacja. W przypadku jednej listy opozycji w jednym z badań sięgała nawet 13 proc.! To niebezpieczne wieści. Kaczyński też to wie, analizy robią dla niego dziś najlepsi fachowcy ze świata. Powiedzieli mu: wyborów nie wygrasz, ale możesz utrzymać rząd, jeśli zawczasu wychowasz sobie po prawej stronie radykalnego koalicjanta. I on to właśnie robi. Po trzecie – powtarzam to od miesięcy: pośpiech jest wskazany przy łapaniu pcheł. Pobadajmy się, policzmy, ustalmy jedną listę spraw do załatwienia. Zróbmy to po zimie”.
Pan Kosiniak-Kamysz podobnie deklaruje w imieniu PSL-KP: „Ja od dawna mówię: nie jedna lista, a jedna lista spraw, które trzeba załatwić.