Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

PiS ma cykora, a opozycja spiera się o listy

Donald Tusk z wyborcami Donald Tusk z wyborcami Platforma Obywatelska / Facebook
Przejawem niepewności PiS co do wyniku wyborów jest m.in. jego wyjątkowa zaciekłość propagandowa. Nowogrodzka centrala w takich sytuacjach często rzuca do boju rezerwy, np. panią Emilewicz.

Na początku października opublikowałem felieton „Razem czy osobno. Rzućmy okiem”, w którym argumentowałem, że wspólne przystąpienie do wyborów jest korzystne dla partii opozycyjnych. Rzecz jest nadal niezdecydowana, p. Hołownia jest za, a nawet przeciw (lub odwrotnie) w imieniu Polski 2050. Ujął to tak: „Zdradzę panu, że jedna lista to sprzedawany ludziom wielki pic na wodę. Tak naprawdę nikt jednej listy nie chce. PSL deklaruje od dawna, że na pewno nie pójdzie z PO. Lewica chce iść sama. Aktyw PO zaklina swojego szefa, żeby tylko nie robił jednej listy. Tymczasem to z nas robi się grabarzy świętej jedności opozycji, żeby odwrócić temat od kaca, jaki inni mają po głosowaniu noweli o SN. Dla mnie wartości są ważniejsze niż jedność, kto ma inne zdanie – niech już dziś idzie głosować na Zjednoczoną Prawicę. Po drugie – nie tylko ja mam badania, to wychodzi też innym partiom, że im bardziej się blokujemy, tym bardziej rośnie Konfederacja. W przypadku jednej listy opozycji w jednym z badań sięgała nawet 13 proc.! To niebezpieczne wieści. Kaczyński też to wie, analizy robią dla niego dziś najlepsi fachowcy ze świata. Powiedzieli mu: wyborów nie wygrasz, ale możesz utrzymać rząd, jeśli zawczasu wychowasz sobie po prawej stronie radykalnego koalicjanta. I on to właśnie robi. Po trzecie – powtarzam to od miesięcy: pośpiech jest wskazany przy łapaniu pcheł. Pobadajmy się, policzmy, ustalmy jedną listę spraw do załatwienia. Zróbmy to po zimie”.

Pan Kosiniak-Kamysz podobnie deklaruje w imieniu PSL-KP: „Ja od dawna mówię: nie jedna lista, a jedna lista spraw, które trzeba załatwić. Jeden kierunek działań w wielu sprawach. Mamy współdziałanie w wielu kwestiach, ale nie oznacza to, że się spotkamy na jednej liście wyborczej. Bo to nie jest tylko lista spraw do załatwienia, ale też jest wrażliwość, emocje, są sprawy światopoglądowe, które decydują w wielu momentach o oddaniu głosu przez naszych wyborców”.

Niektórzy politycy z KO powiadają, że nigdy nie wejdą w koalicję z „komuchami”. Lewica wyczekuje na decyzje, ale jest skłonna pójść razem. Tak wygląda sytuacja, by tak rzec, ideologiczna.

Czytaj też: Cichy alarm dla opozycji. Nie może czekać, aż PiS się „wykrwawi”

Pokonać PiS czy być w zgodzie ze sobą

Można zrozumieć argumenty wyrażone w obu cytatach i zgodzić się, że tożsamość danego ugrupowania politycznego jest rzeczą ważną. Jest wszelako interesujące, że w rozmaitych dyskusjach w mediach przedstawiciele partii opozycyjnych, tj. KO, Lewicy, Polski 2050, PSL-KP, mówią na ogół jednym głosem. Tak jest np. w programie „Kawa na ławę”, emitowanym w TVN24 w każdą niedzielę o 10:45, w którym biorą udział także przedstawiciele Zjednoczonej Prawicy, Kancelarii Prezydenta i Konfederacji (ci ostatni są z reguły przeciw obozowi rządzącemu).

Zgoda partii opozycyjnych w tych dyskusjach nie dotyczy tylko listy spraw do załatwienia, ale wskazuje na ich fundamentalny sprzeciw wobec sposobu rządzenia państwem przez obóz tzw. dobrej zmiany. A to znaczy, że argumenty poszczególnych ugrupowań są w miarę niezależne od ich poczucia własnej tożsamości.

Poważnym argumentem za dwoma lub trzeba listami jest to, że wyborcy mogą nie chcieć głosować na wspólną listę, w której kandydatami są konserwatyści z Polski 2050 i lewicowi liberałowie, bo jedni i drudzy mają odmienne emocje, podzielają różne zestawy wartości czy hołdują innym światopoglądom. Wszelako ten argument wydaje mi się wątpliwy, bo rzadko jest tak, że głosujący na poszczególne ugrupowania są monolitem w swoich postawach. Tedy trzeba się zdecydować, jak to jest: czy zamiar odsunięcia dobrozmieńców od władzy jest silniejszy, czy też przeważa poczucie tożsamości swojego ugrupowania, odrębnego od innych.

Jedną z sił tzw. dobrej zmiany jest jej zdolność do jednoczenia osób zainteresowanych spółkowaniem niezależnie od konkretnej opcji światopoglądowej. Tak też powinno być po stronie opozycyjnej; jest sporo spraw, które mogą ją połączyć bez wyrzekania się własnych wartości. Rozsądny wyborca, np. z Polski 2050, PSL-KP i KO, może porozumieć się z racjonalnym sympatykiem lewicy, że nie życzą sobie zabaw z granatnikami przez komendanta policji, wożeniem dziewczyn do lasu przez jego podwładnych, używania wozów straży pożarnej do szpiegowania opozycji, kupowania willi dla krewnych i znajomych królika, tj. PiS, odmawiania aborcji zgwałconym nastolatkom w imię klauzuli sumienia (p. Horała porównał to z przymuszaniem muzułmanów do jedzenia wieprzowiny), odmawiania pokoi hotelowych parom „pozamałżeńskich” (patrz poradnik Ordo Iuris) czy określania dochodów z tacy kościelnej jako uprawnionego stypendium dla księży. Takich łączników jest znacznie więcej.

Czytaj też: Totalna kampania. Kaczyński już ustawił boisko

Matematyka nie kłamie

Ponieważ matematyka nie kłamie, przypomnę tabelkę ze wspomnianego felietonu z października – dotyczy wyborów z 2019 r.

Komitet wyborczy Głosy w proc. Mandaty
Prawo i Sprawiedliwość 43,69 235
Platforma Obywatelska 27,40 134
Sojusz Lewicy Demokratycznej 12,56 49
Polskie Stronnictwo Ludowe 8,55 30
Konfederacja Wolność i Niepodległość 6,89 11
Mniejszość niemiecka 0,17 1
Inne 0,92

Ówczesne partie opozycyjne (KO, SLD, PSL) uzyskały w sumie 48,51 proc. głosów i gdyby przystąpiły do wyborów z jednej listy, miałyby większość w Sejmie. Propozycja wspólnej listy została odrzucona przez PSL, utrzymujący, że ludowcy jako konserwatyści nie godzą się na niektóre propozycje SLD. Wprawdzie obecne sondaże nie wskazują na tak wielką przewagę PiS jak wtedy, ale można przypuścić, że partia ta (czy też stosowny komitet wyborczy) jednak wygra wybory w sensie matematycznym (a nie większości parlamentarnej), a wtedy jej dorobek proporcjonalnie powiększy się o to, co zostanie podzielone w ramach puli powstałej przez sumowanie wyników komitetów, które nie przekroczyły progu.

Nie wiadomo, co uczynią konfederaci, bo programowo bliżej im do dobrozmieńców niż do opozycji. Bard przypisowski, czyli p. Kukiz, rejestruje nową partię, bo ze starą nie ma już większych szans, a jeśli znowu omami część młodych wyborców, jeszcze raz zagra to na korzyść Jego Ekscelencji. Pan Zbyszek (pardon za poufałość) odgraża się, że Solidarna Polska pójdzie sama, ale trzeba przyjąć, że to strachy na lachy. PSL od lat balansuje na skraju poparcia warunkującego wejście do Sejmu i może się zdarzyć, że spadnie poniżej 5 proc.

Racjonalna strategia powinna polegać na wykluczeniu, a przynajmniej znacznemu ograniczeniu okoliczności sprzyjających sukcesowi obozu Prezesa the Best, a jedna lista jest dobrym narzędziem, aby to osiągnąć. Można zrozumieć, że działacze Polski 2050 i PSL-KP chcą być języczkiem u wyborczej wagi, a ich liderzy wpływowymi politykami, ale preferowanie takiej roli, chociaż uzasadnione osobistymi ambicjami, nie służy odsunięciu Zjednoczonej Prawicy od władzy, a to deklaruje cała opozycja jako cel wyborów w 2023 r. Nie wiem, na jakie badania powołuje się p. Hołownia, ale trudno przypuścić, aby jakieś, o ile są wiarygodne, usprawiedliwiały huraoptymizm w sprawie perspektyw wielu list wyborczych. Ponoć Polska 2050 może wprowadzić więcej posłów do Sejmu ze wspólnej listy, niż gdy wystartuje samodzielnie.

Czytaj też: Nieszczerzy suflerzy. „Doradcy” opozycji prowadzą ją do klęski

PiS ma cykora

Nie ma wątpliwości, że dobrozmieńcy mają dużego cykora przed wyborami, co nie dziwi, bo pozostałyby im tylko mizerne beneficja i pojawiłaby się niemiła perspektywa rozliczenia przychodów powstałych przy eksploatacji kraju, a także rozmaitych poczynań à la witkowanie w parlamencie czy pegasowanie wobec szefa kampanii wyborczej prowadzonej przez największą partię opozycyjną. Trudno byłoby liczyć na spolegliwość prokuratury podległej następcy p. Zbyszka (znowu pardon za poufałość).

Przejawem niepewności jest m.in. wyjątkowa zaciekłość propagandowa po stronie dobrozmieńców. Nowogrodzka centrala często rzuca do boju rezerwy, np. p. Emilewicz, niegdysiejszy odpad z Porozumienia p. Gowina. Ta zacna matrona, która wraz z pociechami szusowała po beskidzkich stokach, gdy to było zakazane z uwagi na pandemię, zapytana o wspomnianą wyżej inwigilację p. Brejzy, plotła trzy po trzy o tym, że skoro użyto Pegasusa, to widocznie były po temu podstawy. Przypomnę, że to narzędzie służy walce z terroryzmem, a nie badaniom tzw. afery fakturowej polegającej na druku ulotek, ponoć za 100 zł – bohaterem sprawy był p. Ryszard Brejza, prezydent Inowrocławia, a przede wszystkim ojciec pegasowanego p. Krzysztofa Brejzy. Matka Polka Emilewicz nie tylko bajdurzyła trzy po trzy, ale prawdziwie gotowała się z emocji, domagając się krzykiem, aby jej nie przerywano, po czym równie krzykliwie sama przerywała innym dyskutantom.

Takie mam wątpliwe szczęście, że ile razy otworzę program „W tyle wizji” TVP(Dez)Info, pojawia się tandem złożony z p. Feusette i nadobnej p. Doroty Łosiewicz, specjalizujących się w tropieniu niegodziwości p. Tuska. Pan Feusette z iście marsową twarzą dokonał rozbioru rzeczywiście durnej wypowiedzi p. Sikorskiego o początkowym wahaniu rządu polskiego w materii rozbioru Ukrainy, zgrabnie powiązał to ze słowami p. Tuska i obdarzył, przy gromkim aplauzie swojej koleżanki, ludzkość konkluzją o tym, że wypowiedzi obu polityków są przyczyną wielu tragicznych wydarzeń w Ukrainie. Nie wiedziałem, co bardziej podziwiać, czy czarną propagandę p. Feusette, czy jego czarny sweter z olbrzymim dekoltem. Tę ponurą kolorystykę nieco łagodził jasny strój p. Doroty.

Czytaj też: Afera Pegasusa. PiS wciąż będzie używać brudnych chwytów

Ordynacja do kosza

Szczególnym przejawem przedwyborczej troski dobrozmieńców są podchody w sprawie nowelizacji kodeksu wyborczego. Projekt był oczywiście poselski, co pozwoliło na ominięcie konsultacji, i został procedowany (w szczególności uchwalony) w ekspresowym tempie (jeden z przejawów witkowania).

Dobrozmieńcy troszczą się rzekomo o frekwencję, którą chcą poprawić poprzez np. zwiększenie liczby obwodowych komisji wyborczych w małych miejscowościach (zgodnie z zapowiedziami: w pobliżu kościołów) i zapewnienie bezpłatnego transportu osobom niepełnosprawnym i powyżej 60. roku życia. Ponadto w komisjach mężowie zaufania będą mogli nagrywać cały proces prywatnym sprzętem, a zawodowi sędziowie mają być zastąpieni osobami z wykształceniem prawniczym. Prawie wszystkie poprawki wniesione przez opozycję zostały odrzucone. Dotyczyły m.in. możliwości głosowania na podstawie paszportu i przez internet.

Wytworzyła się dość osobliwa sytuacja. Zgodnie z orzecznictwem Trybunału Konstytucyjnego zmiany w kodeksie wyborczym nie mogą być wprowadzone później niż sześć miesięcy przed ogłoszeniem wyborów, a ten termin upływa 14 sierpnia 2023 r. Znaczy to, że cały proces legislacyjny musi zakończyć się 14 lutego. O podpis bezpartyjnego-partyjnego p. Dudy można być spokojnym, ale formalny czas przypadający Senatowi na odesłanie ustawy do Sejmu (z poprawkami lub bez) upływa po tej dacie.

Wedle mojego poglądu Senat powinien unicestwić nowelizację. Wprawdzie wtedy propagranda à la Feusette–Pereira będzie szaleć z oskarżeniami opozycji o łamanie demokracji, ale trudno. Kto wojuje witkowaniem (pisią chytrością), od witkowania (pisiej chytrości) ginie.

Czytaj też: Jednoczyć się czy nie? Opozycja ma inne zadanie

Determinacja i desperacja PiS

Nowości w kodeksie wyborczym umożliwiają nagrywanie, co zagraża tajności głosowania. Głosujący może głosować „za kotarą”, ale nie musi. W PRL głosowanie było tajne, ale mało kto z tego korzystał z uwagi na obawę odnotowania, kto nie posłuchał wezwania władzy do jawności, i o represje w konsekwencji. Nawet jeśli taka obawa jest teraz bezzasadna, możność bycia nagrywanym jest psychologicznym motywem dla jawnego oddania głosu na partię rządzącą, bo przecież strzeżonego siła wyższa strzeże.

Udział sędziów w procesie wyborczym miał przyczyniać się do przestrzegania zasad prawa w trakcie elekcji. Teraz może o to dbać magister prawa, np. absolwent Akademii Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, a taki mistrz sztuki prawniczej lepiej rokuje w respektowaniu interesów dobrozmieńców niż „kastowy” sędzia.

O ile można zgodzić się w sprawie ułatwień dla osób niepełnosprawnych, o tyle inne są obliczone na przysporzenie głosów na rzecz tzw. dobrej zmiany. Rzeczywiste intencje skrywają się za punktami o większej liczbie komisji (czytaj – przykościelnych) wyborczych, niemożliwości głosowania przez internet i ograniczeniu możliwości głosowania dla Polonii. Wszystkie badania pokazują, że Polacy stale mieszkający za granicą lub tam tylko pracujący statystycznie odwracają się od tzw. dobrej zmiany, chyba dlatego, że porównanie tego, co „tam”, z tym, co „tu”, wychodzi na niekorzyść tego drugiego. Wiele wskazuje, że gdyby nie manewrowano głosami z zagranicy, p. Duda przegrałby z p. Trzaskowskim w 2020 r. Determinacja PiS w reformowaniu zasad wyborów sugeruje, że manipulacja wynikami jest możliwa. To trudniejsze w przypadku jednej listy niż wielu, ponieważ w tym pierwszym przypadku kontrola prawidłowości wyborów jest znacznie efektywniejsza. Niech pp. Hołownia i Kosiniak-Kamysz o tym pomyślą.

PS TVP ledwie wspomniała o tegorocznym finale WOŚP. W trakcie programu „Kawa na ławę” (TVN24) 29 stycznia p. Horała i p. Zybertowicz jako jedyni nie mieli plakietek dedykowanych tej akcji. Oczywiście wolno im z uwagi na ich klauzulę sumienia, chociaż takie jej użycie bardziej odpowiada słowom: „wykonujecie złą robotę na rzecz tego złodzieja i wynocha spod kościoła”, skierowanym przez pewnego księdza do wolontariuszy WOŚP. Albo wołaniu innego wielebnego o „wielkim hałasie piekielnej mocy” i przekonywaniu, że nie Owsiak zbiera na dzieci, ale dzieci na Owsiaka. Duchowny zaprezentował nawet zdjęcie dziewczynek ze swastykami na ramionach, zbierających pieniądze, i zasugerował: „Jeżeli przywodzi wam to coś na myśl, to dobrze, ponieważ ludzka bezmyślność porażkę stanowi”. Ten przykład sojuszu tronu z ołtarzem też warto brać pod uwagę, przygotowując się do wyborów.

Podkast: Co powinna zrobić opozycja, żeby wygrać z PiS

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną