Dzisiaj krócej niż zwykle, ale sprawa jest podstawowa, więc trzeba się streszczać, aby nie przegadać. Ciągle trwają dyskusje, czy ma być jedna lista opozycji w przyszłorocznych wyborach do Sejmu, czy też będzie ich więcej. Przypomnę wyniki wyborów 2019:
| Komitet wyborczy | Głosy w proc. | Mandaty |
| Prawo i Sprawiedliwość | 43,69 | 235 |
| Platforma Obywatelska | 27,40 | 134 |
| Sojusz Lewicy Demokratycznej | 12,56 | 49 |
| Polskie Stronnictwo Ludowe | 8,55 | 30 |
| Konfederacja Wolność i Niepodległość | 6,89 | 11 |
| Mniejszość niemiecka | 0,17 | 1 |
| Inne | 0,92 | – |
Tak więc partie opozycyjne (KO, SLD, PSL) uzyskały w sumie 48,51 proc. głosów i gdyby przystąpiły do wyborów z jednej listy, miałyby większość w Sejmie. Propozycja wspólnej listy została odrzucona przez PSL. Ludowcy powiadali, że jako konserwatyści nie godzą się na niektóre propozycje SLD. W Senacie (podział mandatów podlega innym zasadom) PiS nie uzyskał większości, a to znaczyłoby, że ewentualne poprawki izby wyższej do uchwalanych ustaw nie działałyby na jego korzyść. Jedyną nadzieją tzw. dobrej zmiany byłby p. Duda i jego weta, ale gdyby PiS nie wygrał wyborów sejmowych w 2019 r., obecny lokator Pałacu Namiestnikowskiego prawdopodobnie nie otrzymałby mandatu na drugą kadencję. Kraj mógł wyglądać zupełnie inaczej, niż przedstawia się dzisiaj, w szczególności miałby zupełnie inne, tj.