PiS ma problem z utrzymaniem historii o zagrożeniu migrantami, których Unia chce narzucić nam siłą. Narracja się nie klei z kilku powodów.
Lipiński: PiS sam w strachu chce nas straszyć migrantami. Uda się?
Problem migracyjny na nowo
Po pierwsze, dyskutowane w Unii – choć wciąż nieuchwalone – rozwiązania całkowicie zmieniają unijne podejście do problemu migracyjnego. W odróżnieniu od 2015 r. nie ma mowy o przymusowej relokacji. Bruksela na poważnie potraktowała sprzeciw krajów Europy Środkowej, spośród których Polska, Węgry i Czechy walczyły najmocniej. Ale rozumie też problemy krajów Południa, do których napływa największa liczba przybyszów – nie zostaną one więc pozostawione same sobie, ale solidarność z nimi będzie można okazać w inny sposób niż przyjmowanie uchodźców. Zamiast obowiązkowo przyjmować uchodźców, kraje członkowskie będą mogły zdecydować się na zapłacenie 20 tys. euro za każdą nieprzyjętą zgodnie z unijnym rozdzielnikiem osobę lub też np. na zorganizowanie transportu do kraju pochodzenia dla osób, które nie mają prawa pozostać w Unii. W rozporządzeniu tej trzeciej opcji nie zapisano twardo, co oznacza, że rząd będzie mógł np. proponować w ramach obowiązkowej solidarności wysłanie na zewnętrzne granice Unii własnych pograniczników. Którymi polski rząd się chwali jako najskuteczniejszymi w Unii.
Czytaj także: Ciała na polskiej granicy. Z piekła do piekła: nie przeżyli tej wędrówki
Walka z problemem na i poza granicami Unii
Po drugie, skala problemu jest dziś inna i mało jest prawdopodobne, by doszło do powtórki kryzysu migracyjnego z 2015 czy 2016 r.