Łódź, która zatonęła w środę 14 czerwca ok. 80 km od Pylos na zachodnim wybrzeżu Grecji, mogła przewozić nawet 750 osób. Wyruszyła z libijskiego miasta Tobruk cztery dni wcześniej, próbowała dostać się do Włoch. Właśnie włoska straż przybrzeżna pierwsza ją namierzyła, poinformowała Greków i Frontex, unijną agencję zarządzającą zewnętrznymi granicami, o kierunku i tempie jej przemieszczania się. Jak informuje „Washington Post”, 13 czerwca ze statkiem skontaktował się najpierw pływający pod maltańską banderą statek handlowy, potem jednostka greckiej straży przybrzeżnej – osoby kierujące libijską łodzią przyjęły wodę i jedzenie, ale odmówiły innych form pomocy, informując, że migranci chcą kontynuować podróż do Włoch.
Nie udało im się – łódź zatonęła ok. godz. 2 w nocy z 13 na 14 czerwca. Według danych IOM, Międzynarodowej Organizacji ds. Migracji, zginęło co najmniej 400 osób. Greccy samorządowcy i organizacje trzeciego sektora, w tym Save the Children, mówią już o 500 ofiarach. Z wody wyłowiono 78 ciał, 108 osób uratowano. Na pokładzie była ponad setka dzieci.
Zatłoczony szlak i polska granica
Pogarsza się ewidentnie sytuacja na szlakach wiodących do Europy. W ostatnią sobotę hiszpańska organizacja Open Arms informowała o uratowaniu 117 osób, dryfujących na drewnianej łodzi 30 km od wybrzeży Libii. Na pokładzie byli głównie obywatele Erytrei, Syrii i Libii; z tej ostatniej, z portu Sabratha na zachód od Trypolisu, łódź ruszyła w rejs, najpewniej również do Włoch.