Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Morawiecki poleciał rządowym embraerem na imprezę PiS, krytyką się nie martwi

Kilkadziesiąt tysięcy złotych kosztowała podatników podróż Mateusza Morawieckiego do Bogatyni, gdzie w ubiegłą sobotę odbywała się przedwyborcza konwencja PiS. Kilkadziesiąt tysięcy złotych kosztowała podatników podróż Mateusza Morawieckiego do Bogatyni, gdzie w ubiegłą sobotę odbywała się przedwyborcza konwencja PiS. mat.pr. / Twitter
Kilkadziesiąt tysięcy złotych kosztowała podatników podróż Mateusza Morawieckiego do Bogatyni, gdzie odbyła się przedwyborcza konwencja PiS. Jak donosi Onet, premier wybrał się w nią rządowym samolotem, choć jego obecność na imprezie nie była związana z wykonywaniem funkcji.

Rządowy samolot wyleciał z Okęcia o godz. 10:02, pół godziny później niż zaplanowano. Na pokładzie prócz premiera Mateusza Morawieckiego było tylko trzech pasażerów. Wśród nich Michał Dworczyk, były szef kancelarii Morawieckiego, już wcześniej przyłapywany na wykorzystywaniu rządowych maszyn do partyjnych celów.

Lot trwał 37 min. Na płycie lotniska we Wrocławiu na premiera i jego towarzyszy czekały limuzyny, które zabrały ich do Bogatyni na przedwyborczą konwencję PiS. Na wydarzeniu byli obecni szefowie wszystkich partii Zjednoczonej Prawicy oraz wielu ministrów rządu. Większość z nich, m.in. Jarosław Kaczyński i marszałek Sejmu Elżbieta Witek, przyjechała na nie samochodami. Słusznie, bo obecność na partyjnej imprezie nie miała nic wspólnego z wykonywaniem funkcji państwowych, a rządowy embraer E175LR jest zarezerwowany właśnie dla takich. Premier Mateusz Morawiecki o tym wiedział. Ale się nie przejął.

Czytaj też: PiS już bez wstydu rozdaje i bierze miliony. Żołnierze Kaczyńskiego idą na szaber

Air PiS

O podróży Morawieckiego i Dworczyka na partyjne spotkanie napisał we wtorek Onet. Kancelaria premiera zignorowała pytania portalu o szczegóły lotu. Najwidoczniej uznali, że kolejna „afera samolotowa” na nikim nie zrobi wrażenia.

Przypomnijmy: w 2019 r. ujawniono proceder wykorzystywania rządowych samolotów do celów prywatnych. Głównym bohaterem był wtedy ówczesny marszałek Sejmu Marek Kuchciński, który wykonał niemal sto lotów na trasie Warszawa–Rzeszów, naciągając budżet państwa na ponad 4 mln zł.

Zaś pod koniec 2018 r. wspomniany już Michał Dworczyk, wówczas szef dolnośląskich struktur PiS, przyleciał (również rządowym embraerem, jako jedyny pasażer) do Wrocławia na rozmowy z Bezpartyjnymi Samorządowcami o stworzeniu koalicji z PiS. Samolot specjalnie po niego poleciał wówczas z Warszawy do Krakowa, skąd zabrał go do Wrocławia. Tam czekał na niego kilka godzin, by w środku nocy odstawić do stolicy.

To nie koniec. Przed świętem Wszystkich Świętych w 2020 r., na godziny przed zamknięciem cmentarzy z powodu pandemii, Mateusz Morawiecki przyleciał rządowym samolotem do stolicy Dolnego Śląska na pogrzeb swojego kolegi z dzieciństwa.

Czytaj też: Air Kuchciński? Dawno i nieprawda. Prezes PiS nie słucha Polaków

Budżet państwa budżetem partii

Po aferze z Kuchcińskim znowelizowano ustawę regulującą loty najważniejszych osób w państwie (o tzw. statucie HEAD). Zaczęto prowadzić rejestr zawierający datę lotu, miejsca startu i lądowania oraz miejsca międzylądowań, a także imion i nazwisk pasażerów lotu. Rejestr jest dokumentem jawnym, udostępnianym na pisemny wniosek złożony do szefa kancelarii premiera. W teorii, bo w praktyce KPRM nie odpowiada na prośby dziennikarzy o udostępnienie rejestru.

A premier Mateusz Morawiecki dalej wykorzystuje rządowe samoloty jak taksówki. Dwa miesiące temu wybrał się jednym z nich do Piekar Śląskich na pielgrzymkę. Stamtąd, znów rządową maszyną, do Sanktuarium w Starej Błotnicy, gdzie odbyło się Ogólnopolskie Święto Niepodległościowego Ruchu Ludowego. Ostatnie 100 km, które dzieliło go od Warszawy, także pokonał samolotem.

Wygląda na to, że latanie na koszt podatnika weszło premierowi Morawieckiemu w krew. Nic więc dziwnego, że nie miał z tym problemu przy okazji podróży na partyjną imprezę w Bogatyni. Można na to patrzeć jako na przejaw arogancji władzy, ale też przekonanie premiera, że podobne występki nie mają znaczenia, bo ludzie się nimi nie przejmują mów „Polityce” Róża Rzeplińska z serwisu MamPrawoWiedzieć.pl., który monitoruje działania polityków.

I dodaje, że na tym przykładzie można zauważyć, jak nierówne czekają nas wybory. Głównie dlatego, że obecni rządzący traktują budżet państwa jak partyjną skarbonkę.

Czytaj też: Budżet państwa na potrzeby kampanii PiS

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną