Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Marcin Wolski bije się w pierś i kadzi. Ani kapłan, ani błazen

Marcin Wolski (pierwszy z prawej) w siedzibie Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich kilka miesięcy po przejęciu przez PiS władzy w 2015 r. Marcin Wolski (pierwszy z prawej) w siedzibie Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich kilka miesięcy po przejęciu przez PiS władzy w 2015 r. Przemek Wierzchowski / Agencja Wyborcza.pl
Marcin Wolski, ostatnimi laty nader aktywny piewca polityki pisowskiej władzy, nagle uderzył się w pierś. I to tak, że aż zagrzmiało. Taka tam pustka.

Podczas podsumowującego wybory spotkania w ważnym dla swojego środowiska Klubie Ronina Marcin Wolski obwieścił, że propaganda, którą Polakom serwował PiS, była „na poziomie gorszym” niż w latach 70., czyli w epoce PRL. Sięgnął nawet po brutalną frazę „logika stalinowska”, bo to zasada „kto nie jest z nami, jest przeciw nam” miała panować w przekazie telewizji PiS (Wolski, co znamienne, wciąż nazywa ją publiczną). Przyznał też, że jest współwinny jej tworzenia. „Ten naród został po prostu upokorzony” – dodał brutalnie.

A Marcin Wolski wie, co mówi. Więcej, wydaje się, że zawsze wie też, kiedy co powiedzieć.

Czytaj też: Marsz Miliona Serc w TVP, czyli kłamstwem na odlew

Od „Żołnierza Wolności” do „Polskiego Zoo”

Przypomnijmy: właśnie za PRL pisywał nie tylko w „Szpilkach”, ale też w „Żołnierzu Wolności”. Ogłosił tam choćby szopkę noworoczną krytykującą Zachód i Izrael po wojnie sześciodniowej… w związku z wojną sześciodniową. A trwała właśnie antysemicka nagonka. Potem, owszem, był ważnym współautorem kultowej audycji satyrycznej „60 minut na godzinę” nadawanej przez radiową Trójkę. Tworzyli ją także m.in. Ewa Szumańska, Jacek Fedorowicz, Jan Kaczmarek, Jerzy Skoczylas, Andrzej Waligórski, Janusz Gajos, Andrzej Zaorski, Krzysztof Kowalewski.

Inna rzecz, że chłostanie biczem satyry peerelowskiej władzy nie przeszkadzało mu należeć do rządzącej Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, a nawet szefować jej komórce w Programie III (z PZPR wystąpił dopiero w 1981). Po wprowadzeniu stanu wojennego został zwolniony z pracy z zakazem zatrudnienia w mediach. Założył wtedy opozycyjny kabaret objazdowy.

W pierwszych latach wolnej Polski zasłynął programem „Polskie Zoo” i tzw. szopkami noworocznymi – jakoś jednak sceptycznymi wobec nowej rzeczywistości.

Czytaj też: Milionerzy z TVP, znacie ich z ekranu. „Bizancjum za publiczne pieniądze”

„Wygrała ta partia i morda w kubeł”

A potem znowu związał się z władzą: był członkiem Rady ds. Mediów przy prezydencie Lechu Wałęsie, ale wszedł też do Komitetu Poparcia Lecha Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich. Z czasem dyrektorował Programowi I Polskiego Radia, napisał wspólnie z Antonim Krauzem scenariusz filmu „Smoleńsk” poświęconego tej katastrofie (w jego wizji – zamachowi), pracował dla mediów pisowskiej propagandy: Telewizji Republika, „Gazety Polskiej”, „Tygodnika Solidarność”, tygodnika „Do Rzeczy”, TVP Info (był nawet szefem redakcji) i TVP2 (tu był dyrektorem). Był też doradcą zarządu TVP.

Teraz, po bezlitosnym wyborczym werdykcie, Marcin Wolski uderzył się pierś. Ale też w swoim stylu próbuje obstawiać dwa konie: z jednej strony kadzi dotychczasowym politycznym towarzyszom (używając, co znamienne, formy „my”), że dali „temu społeczeństwu” więcej, „niż ono mogło sobie zamarzyć”. Z drugiej ustawia się w roli męczennika. Opowiada, że ostatnio starał się ocieplać wizerunek władzy i przyciągać do niej nowych zwolenników, bo propagandę adresowaną do „betonowego elektoratu” uważał za stratę czasu i pieniędzy – ale że nie pasował „do tej linii twardego ataku”, został zawieszony.

Zapomina wszelako jakoś, że w lipcu 2016 r., gdy już krytykowano TVP za upolitycznienie i propagandę, sam oznajmił butnie w rozmowie z Magdaleną Rigamonti: „Zasady są jasne – wygrała ta partia i morda w kubeł”.

Teraz apeluje, by szukać „najdrobniejszych błysków nadziei”. Sugeruje błyskotliwą strategię przetrwania: „Cmokajmy w pupcię Trzecią Drogę. To nasza jakakolwiek szansa, że przeżyjemy. (...) Być może trzeba dać im dużo, być może za dużo, ale nie możemy czekać”.

Na cmokaniu w pupcię Marcin Wolski się zna. Robi to niemal całe satyryczne życie. W efekcie nie jest – choć zapewne chciałby być – ani kapłanem, ani błaznem. Obie te role wymagają kilku darów: mądrości, klasy, przekory i odwagi.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną