Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Marsz Miliona Serc w TVP, czyli kłamstwem na odlew. Oglądałem oniemiały

Marsz Miliona Serc według TVP Marsz Miliona Serc według TVP TVP
„Wiadomości” TVP to jakiś obłędny przekładaniec wściekłej nienawiści do Donalda Tuska i bezprzykładnego wazeliniarstwa, niepudrowanej, chamskiej agitki partyjnej, jakiej nie znaliśmy nawet w PRL. Tak kończą dyktatury. Śmiesznie i strasznie.

Gdyby TVP i jej „Wiadomości” były zwykłym medium rządowym w zwykłym kraju o niskiej kulturze demokratycznej i lekceważącym ideę bezstronnych mediów publicznych, widzowie usłyszeliby, że 1 października odbył się w stolicy wielki marsz poparcia dla opozycji, w którym uczestniczyło kilkaset tysięcy osób. Beznamiętnie poinformowano by, kto wystąpił, pokazano kilka zdjęć prezentujących uczestników w nie najlepszym świetle. I tyle. Po spełnieniu tego przykrego obowiązku informacyjnego pracownicy owego hipotetycznego medium zajęliby się wychwalaniem polityków przemawiających na konwencji partii rządzącej, przypadkiem odbywającej się dokładnie w tym samym czasie co ów niewygodny dla władzy marsz. Moglibyśmy wzruszyć ramionami.

Ale Polska nie jest przeciętnym krajem o niskiej kulturze demokratycznej i rządowych mediach udających media publiczne. Tu nikt już niczego nie udaje, a telewizja zwana publiczną dzień i noc uprawia najwulgarniejszą partyjną agitację połączoną z bezwstydnym i bezpardonowym szczuciem na opozycję.

To, co się działo w „Wiadomościach” w niedzielę po wielkim marszu i konwencji PiS w katowickim Spodku, naruszyło nawet standardy (a raczej antystandardy) redakcji informacyjnych TVP. Cały program był nie tylko (jak zawsze) jednym wielkim szkalowaniem Donalda Tuska jako niemieckiego agenta oraz jednym wielkim peanem na cześć PiS i Jarosława Kaczyńskiego, broniących nas przed zalewem islamskich imigrantów, lecz rozpisaną na etapy oraz ilustrowaną odpowiednimi pogadankami i przykładami relacją z wielkiego plenum rządzącej partii – przewodniej siły narodu.

Byle straszny Tusk nie wrócił do władzy

Przez okrągłe siedem minut półgodzinnego programu pokazywano nagrania z konwencji PiS w Katowicach, a dodatkowe kilka poświęcono na czołobitne komentarze, przeplatane wylewami nienawiści i pogardy wobec Tuska oraz straszeniem upadkiem państwa i nawałą imigrancką, w razie gdyby ten straszny człowiek powrócił do władzy. Od pierwszych sekund „Wiadomości” aż do 24. minuty konwencję PiS pokazywano łącznie siedem razy. Do tego doliczyć trzeba dwa wejścia poświęcone Paradzie Pułaskiego w Nowym Jorku.

Marsz Miliona Serc pokazano w 19. minucie programu, gdy już wszyscy widzowie wiedzieli, co tak naprawdę ważnego wydarzyło się w temacie marszów i wieców w Polsce i na świecie. Relacja trwała niespełna trzy minuty, a pod koniec wydania „Wiadomości” dwukrotnie pojawiły się jeszcze krótkie migawki.

Zgodnie z tym, czego można się było spodziewać, podsumowanie wydarzenia sprowadzono do przytoczenia kilku agresywnych wypowiedzi uczestników oraz najazdów kamery na kilka średnio agresywnych haseł (było ich tym razem bardzo mało). Poinformowano też widzów, że marsz miał być poświęcony prawom kobiet, a to w związku ze sprawą pani Joanny z Krakowa, podczas gdy w końcu ta ekscentryczna osoba nawet nie została na marsz zaproszona. To akurat się zgadza, że problematyka praw kobiet w wypowiedziach polityków w czasie Marszu Miliona Serc odznaczała się raczej słabo, a temat pani Joanny, niezbyt, jak się zdaje, sympatyzującej akurat z PO, zniknął z tzw. agendy.

Marsz Miliona Serc: „tylko z nazwy”

Jednak nie to było clou przekazu, lecz misternie ułożone, najbezczelniejsze w świecie kłamstwo odnośnie do frekwencji. Kłamstwo to budowano zresztą przez cały dzień. Najpierw policja (za pośrednictwem PAP) ogłosiła, że na początku marszu zgromadziło się 60 tys. osób (co podał z mównicy zjazdu w Katowicach sam Jarosław Kaczyński), potem podała, że w pochodzie idzie 100 tys. osób, a następnie ogłosiła, że żadnych liczb nie podaje i podawać nie będzie.

To wystarczyło, aby telewizja ogłosiła apodyktycznie, że w marszu szło 100 tys. ludzi. To jednak nie wszystko! To oczywiste kłamstwo, a wręcz bezczelne łgarstwo, zostało wykorzystane do tego, aby rzucić w twarz opozycji, że kłamie. Prowadząca program Danuta Holecka zaczęła od słów: „Marsz Miliona Serc – miliona tylko z samej nazwy, bo z danych policji wynika, że uczestników było dziesięć razy mniej”. Następnie zaś, gdy znów poruszono temat frekwencji, pokazano Kaczyńskiego mówiącego, że „kłamstwo było podstawą systemu Tuska, kiedy rządził, i jest podstawą tej kontynuacji systemu Tuska”.

To coś zupełnie niebywałego. To nie żadne tradycyjne zaniżanie danych o frekwencji na wiecach i demonstracjach antyrządowych. To najbezczelniejsze w świecie zmasowane łgarstwo. Wedle oficjalnych danych warszawskiego ratusza w największej w polskiej historii politycznej demonstracji uczestniczyło około miliona osób, natomiast media i niezależni komentatorzy, starający się dokonać obliczeń na podstawie zdjęć z dronów, oceniają frekwencję bardzo rozmaicie – od 600 tys. do 1 mln 100 tys. Roztropność nakazuje więc uznać, że była to liczba zbliżona do miliona i z całą pewnością wielokrotnie większa niż 100 tys. Zresztą każdy, kto szedł w tym marszu, miał okazję sam zobaczyć tę potężną rzekę ludzi rozciągającą się na dobre kilka kilometrów. Filmy z dronów są zaś dostępne w internecie i każdy może się sam przekonać, że wielokilometrowy pochód potężnego tłumu to nie żadne 100, 200 ani nawet 300 tys. ludzi, lecz znacznie, znacznie więcej.

Jak reporter TVP poszedł na marsz

„Wiadomości” z dnia następnego, czyli poniedziałkowe, oglądałem oniemiały. To jakiś obłędny przekładaniec wściekłej nienawiści do Donalda Tuska i bezprzykładnego wazeliniarstwa, niepudrowanej, chamskiej agitki partyjnej, jakiej nie znaliśmy nawet w PRL. Wygląda to tak, jak gdyby w zarządzie propagandy uznano, że na dwa tygodnie przed wyborami wszelkie skrupuły i pozory są nieprzydatnym kamuflażem. Jeśli z czymś można porównać ten cuchnący ściek pomyj i lukru, to chyba z telewizją Korei Północnej. Jest jeszcze trochę do poprawienia, lecz z pewnością TVP jest na dobrej drodze.

Owszem, Marsz Miliona Serc pojawił się znowu na ekranie – pod mianem „parady agresji i nienawiści”. Pojawiły się też, owszem, wspomnienia z niezapomnianej, największej i najbardziej spektakularnej konwencji PiS w katowickim Spodku, lecz na temat marszu tym razem było znacznie więcej. Wręcz zaskakująco dużo. Dla poparcia kłamstwa o 100 tys. uczestników przytoczono komunikaty policji oraz relacje na temat zaledwie 470 autokarów dowożących zorganizowane grupy uczestników (w porównaniu z 1100 autokarami 4 czerwca). Pokazano też Jerzego Owsiaka, który mówił, że przyszło 150–200 tys. osób. Jeszcze raz pojawił się wątek pani Joanny, od której oburzającej dla nas wszystkich krzywdy (brutalnego potraktowania przez policję, która dowiedziała się od psychiatry, że dokonała aborcji) rzeczywiście kilka miesięcy temu rozpoczęły się zapowiedzi wielkiego marszu, a potem jakoś o tej sprawie zapomniano.

To zresztą niejedyna słabość, którą udało się „Wiadomościom” uchwycić. Pokazano bowiem również plakat WOŚP Jerzego Owsiaka, który wyglądał na zakamuflowaną agitację wyborczą. Prawa zapewne nie złamano, lecz pewien standard kultury politycznej owszem. Natomiast najważniejszy materiał na temat Marszu Miliona Serc powstał w taki sposób, że reporter TVP, prowokując uczestników samą swoją obecnością, zadawał im jakieś pytania, na co indagowani reagowali wrogimi okrzykami. To dość naturalne i oczywiste reakcje, a taki sposób robienia reportażu z wiecu politycznego jest tyleż łatwy i gwarantujący spodziewany efekt propagandowy, co prostacki i manipulatorski. To tak jakby reporter TVN24 chciał drażnić się z uczestnikami smoleńskiej miesięcznicy. Zresztą nawet gdyby coś tak głupiego przyszło mu do głowy, to i tak by go nie wpuszczono. Na Marsz Miliona Serc mógł za to przyjść każdy – również prowokator z TVP.

Prezes Kaczyński ma się nie denerwować

Zawsze szukałem jakichś przebłysków dobrego w wytworach propagandy PiS i produkcjach redakcji informacyjnych i publicystycznych TVP. Po latach okazjonalnego oglądania tych programów stwierdzam, że jest to daremny trud. Oni naprawdę osiągnęli dno. Można znieść Tuska o wilczych oczach, sprzedającego Polskę Niemcom za judaszowe srebrniki, bo to jest tak głupie, że nawet na swój sposób zabawne. Lecz uparcie i zaciekle łgać w żywe oczy, jak z tymi 100 tys. na Marszu Miliona Serc, to już nie do pojęcia i nie do wytrzymania.

Tłumaczę to sobie w jeden sposób: PiS tak się przestraszył tej ogromnej demonstracji, że postanowił zrobić wszystko, aby oglądający „Wiadomości” Jarosław Kaczyński nie dowiedział się, jak było naprawdę. Bo mógłby się jeszcze zdenerwować i komuś zrobić krzywdę. Bo TVP łże nie tylko po to, by okłamując Polaków, skłaniać ich do popierania PiS, lecz również po to, by okłamując wierchuszkę partii, utrzymywać ją w stanie zaczadzenia, a przez to z dala od brudnych realiów życia partyjnej oligarchii. Tak kończą dyktatury. Śmiesznie i strasznie.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną