Wąsik i Kamiński, „chuligani” polityczni. PiS po angielsku apeluje do świata. Efekty są paradne
Rzecz działa się w 1976 r. na lotnisku w Paryżu. Luis Corvalán, sekretarz generalny Chilijskiej Partii Komunistycznej, został uwięziony po zamachu stanu Pinocheta w 1973 r. ZSRR starał się o jego uwolnienie – w końcu został wymieniony na Władimira Bukowskiego, znanego dysydenta radzieckiego (o polskich korzeniach), który spędził 12 lat w więzieniach w kraju „zwycięskiego” komunizmu. Był sądzony za różne protesty polityczne. W ZSRR było tak, że normalny człowiek nie mógł protestować przeciw władzy radzieckiej, a ktoś, kto tak robił, bywał uznawany za zaburzonego i/lub chuligana. Stąd po Moskwie krążyła czastuszka: „pomieniali guligana na Luisa Korwalana” (pomijam dalszą część utworu, żeby nie być narażonym na zarzut rozpowszechniania politycznej pornografii).
Pomijając rozmaite anegdotyczne aspekty politycznej transakcji między Pinochetem a Breżniewem (ówczesnym sekretarzem Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego), zarówno chilijski komunista, jak i radziecki dysydent byli typowymi więźniami politycznymi w swoich krajach. Nie przynoszono im telewizorów do celi, nie zostali aresztowani w pałacach prezydenckich i nic nie wiadomo o demonstracjach przed więzieniami, w których ich trzymano. Bukowski i Corvalán i tak mieli szczęście, że Pinochet i Breżniew doszli do porozumienia; wielu innych „chuliganów” (więźniów) politycznych w Chile i ZSRR cierpiało (niektórzy nie przeżyli pobytu w koloniach karnych i podobnych miejscach) w milczeniu i z dala od medialnego zainteresowania.