Związany z TVN24 portal Kontakt24 wykonał ciężką pracę i podsumował rządowe dotacje dla fundacji i czterech spółek medialnych związanych z osobą Tomasza Sakiewicza, jednego z czołowych dziennikarzy prawicy, intensywnie wspierających politykę PiS, również w kontekście wyborów prezydenckich i parlamentarnych.
Okazuje się, że w ciągu ośmiu lat rządów Zjednoczonej Prawicy z różnych źródeł kontrolowanych przez władze do spółek tych przetransferowano ponad 32 mln zł. To ogromne pieniądze, jakkolwiek nieporównywalne z dotacjami dla fundacji związanych z o. Tadeuszem Rydzykiem. Można powiedzieć, że poparcie Sakiewicza i jego mediów sporo kosztuje, lecz zawsze dobre dziesięć razy mniej niż poparcie Rydzyka.
Skąd ta dysproporcja? Nasuwają się dwie odpowiedzi. Albo Sakiewicz jest od Rydzyka bardziej ideowy i daje upusty, albo jest dla PiS mniej warty, bo nie cieszy się statusem osoby duchownej.
Dotacje dla „Strefy Sakiewicza”
Pożartować można, bo mówimy o przeszłości, która, miejmy nadzieję, już nie wróci. Żeby nie wróciła, trzeba ją jednakże dobrze zbadać i osądzić. Każdy grosz przekazany spółkom, których twarzą jest Tomasz Sakiewicz, powinien stać się przedmiotem starannego audytu, a wynikające z niego wnioski powinny być przeanalizowane pod kątem legalności dokonanych transferów oraz możliwości ich zaskarżenia w sądach. Gdyby chociaż część tych pieniędzy powróciła do kasy państwa, wszyscy mielibyśmy z tego budującą naukę, że sprzedawanie się władzy w ostatecznym rachunku nie popłaca.
Spółki Sakiewicza nie nazywają się tak, jak powinny, czyli „Strefa Sprzedajnego Słowa”. Zdecydowano się na nazwę przewrotną i parodystyczną, tak jak w przypadku „Prawa i Sprawiedliwości”.