Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Ulma Airport z relikwiami. Duda znów mówi o milionie Polaków ratujących Żydów

Andrzej Duda podczas uroczystości upamiętniajacej Polaków ratujących Żydów. Markowa, 24 marca 2024 r. Andrzej Duda podczas uroczystości upamiętniajacej Polaków ratujących Żydów. Markowa, 24 marca 2024 r. Marek Borawski / Kancelaria Prezydenta RP
Co z tego, że Ulmowie nie pasują równo pod linijkę do pisowskiej polityki historycznej – PiS i tak wziął ich na sztandary. Tak samo zrobił Kościół. Od niedzieli w Jasionce mamy Ulma Airport z relikwiami.

Widziałem dziś w kalendarzu jakieś skomplikowane święto, o co chodzi? – zapytał mnie znajomy Holender, mieszkający w Warszawie nauczyciel angielskiego. Odpowiedziałem najkrócej, jak umiem: od kilku lat 24 marca obchodzimy Narodowy Dzień Pamięci Polaków Ratujących Żydów pod okupacją niemiecką. Dzieje się tak z kilku powodów. Chodziło o upamiętnienie bohaterów, którzy pod groźbą kary śmierci pomagali ukrywającym się Żydom w czasie II wojny światowej. Ale nie tylko o to. Inicjatywa święta współgrała z polityką historyczną PiS. Politycy tej partii chcieli, po pierwsze, stworzyć wizerunek Polaków jako niewinnych ofiar wojny, jednocześnie jako szlachetnego, miłosiernego i sprawiedliwego narodu. Po drugie, chcieli zaprzeczyć polskiemu antysemityzmowi. Po trzecie, kontynuować antyniemiecką retorykę. W rzeczywistości więc, próbując kreować ogólny obraz narodu, politycy PiS budowali mit. I wprawdzie zawiera on ziarna prawdy – ale opakowane w polityczne kłamstwa. Albo przemilczenia.

Nie jest to dziwne: upamiętniać osoby ratujące zamiast tych, którzy zginęli? – zapytał holenderski nauczyciel. Też prawda – bo czy pamiętamy ich nazwiska, tak jak pamiętamy nazwisko Ulma?

Ulmowie na sztandarach

Obecnie, gdy rządy PiS odeszły do przeszłości, zarysowaną powyżej politykę historyczną prowadzi jeszcze prezydent Andrzej Duda, zresztą inicjator święta 24 marca. Gdy tłumaczyłem to Holendrowi, Duda miał właśnie nadać imię rodziny Ulmów lotnisku w Rzeszowie-Jasionce, odtąd, jak mówił, Ulma Airport albo U Airport. 24 marca 1944 r. rodzina Ulmów została zamordowana wraz z ukrywanymi w ich domu Żydami przez niemieckich żandarmów i policjantów. W podkarpackiej wsi Markowa, gdzie żyli Józef i Wiktoria Ulmowie z dziećmi, od kilku lat działa Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej – jak przyznaje jeden z jego współpracowników, „ulubione muzeum prezydenta”.

Co z tego, że Ulmowie nie pasują równo pod linijkę do pisowskiej polityki (powiedzieć, że Józef Ulma był nietypowy, to nic nie powiedzieć). PiS i tak wziął ich na sztandary. Tak samo zrobił Kościół; choć relacje z Ulmami miał skomplikowane, w ubiegłym roku wyniósł ich na ołtarze (ewenement: całą rodzinę, z nienarodzonym dzieckiem włącznie), a w niedzielę w lotniskowej kaplicy umieszczono ich relikwie. Zarówno wtedy, jak i w niedzielę uroczystości z udziałem przedstawicieli władz państwowych i kościelnych odbywały się w trakcie kampanii wyborczej. Wtedy przed wyborami do Sejmu, teraz – do samorządów. I to też ma znaczenie, bo polityka historyczna to ostatecznie polityka, chodzi w niej nie o pamięć, ale o korzyść.

Czytaj też: Beatyfikacja rodziny Ulmów i ich dziecka nienarodzonego. Prezent Kościoła dla PiS w środku kampanii?

Niech wszyscy wiedzą

Prezydent przemawiał w niedzielę dwukrotnie – na lotnisku w Jasionce i na placu przed muzeum w Markowej. „Ten dzień upamiętnia według różnych szacunków prawdopodobnie około miliona Polaków, którzy w okresie II wojny światowej brali udział w pomocy współobywatelom pochodzenia żydowskiego, którzy byli prześladowani, skazani na eksterminację przez zbrodniczy nazistowski reżim III Rzeszy Niemieckiej” – mówił.

„Z tej właśnie ziemi wyrosła także i rodzina Ulmów – kontynuował prezydent. – Także z tej ziemi wyszło to, co było w gruncie rzeczy tak niezwykłe w skali Europy i świata w czasie II wojny światowej: tak daleko idąca gotowość poświęcenia się dla bliźniego, dla drugiego człowieka. Aż do oddania życia. (…) Niech wszyscy wiedzą, że mimo tamtej zbrodni dokonanej 80 lat temu przez hitlerowców, przez Niemców na rodzinie Ulmów i ich żydowskich sąsiadach, we wsi Markowa, w innych domach 21 Żydów, obywateli polskich wciąż ukrywanych, mimo obawy śmierci – jakże niezwykle tragicznie zmaterializowanej – przetrwało. Ludzie się nie ugięli. Nie wydali ich ze strachu o własne życie. (…) Niech idzie w świat”.

Postawa Ulmów nie była tak powszechna

Istnieje relacja, według której było zgoła inaczej: Polacy byli wtedy tak przerażeni, że sami zamordowali kolejnych ukrywanych przez siebie 24 Żydów. I choć spokrewniony z Wiktorią Ulmą wiceprezes IPN Mateusz Szpytma przypuszcza, że stało się to niedokładnie w tym samym czasie i miejscu, nawet on nie zgadza się z określaniem Markowej jako „wsi sprawiedliwych”. Przyznaje, że Markowa ma ciemne karty w historii relacji polsko-żydowskich czasów II wojny.

Rzetelni badacze zżymają się na wyliczenia prawicy mówiące o milionie Polaków pomagających Żydom. Te przekłamania mają podtrzymywać mit szlachetnego narodu, sprawiać wrażenie, że postawa taka jak Ulmów była powszechna, choć nie była. W istocie przedstawianie ich pojedynczego bohaterstwa jako typowo polskiego dezawuuje je. Ale Polacy ratujący Żydów to figura ochoczo wykorzystywana przez PiS, jeden z filarów polityki historycznej obozu minionej władzy.

Polityka ta miała być odpowiedzią na dawny spór o Jedwabne wywołany przez Jana Tomasza Grossa książką „Sąsiedzi”. Miała poprawiać wizerunek Polaków w oczach ich samych i całego świata. Bo – jak pisał kilka lat temu Jarosław Kaczyński w liście do mieszkańców Markowej – „wciąż pojawiają się ponuro brzmiące słowa, pragnące kłamliwie przedstawiać naród polski jako naród ludzi niegodnych”.

Czytaj też: Dr Mateusz Szpytma o Polakach ratujących Żydów w czasie wojny

Wystarczy znać proporcje

Im bardziej Andrzej Duda milczy o prawdzie historycznej i im bardziej forsuje wybiórczą pamięć swojego obozu politycznego, tym bardziej robi się to duszne i nieznośne. Przypomnijmy, że jeszcze kilkanaście lat temu Andrzej Urbański (bliski współpracownik Lecha Kaczyńskiego, mentora Dudy) dyskutował publicznie z Adamem Michnikiem, gdy na rynku ukazywała się trzytomowa antologia tekstów (głównie z polskiej prasy) „Przeciw antysemityzmowi 1936–2009” (Universitas 2010). Urbański mówił wówczas, że Michnik zebrał w antologii ponad 3 tys. stron artykułów i przemówień, które obrazują „zmagania polskiej kultury z antysemityzmem”. Jak brakuje dziś podobnych rozmów intelektualistów – to oddzielny temat. Dość powiedzieć, że istotne dla kształtowania kultury i rozumienia własnej przeszłości „zmagania” zastąpiła dziś niestety prezydencka łopatologia.

W antologii Michnika jest m.in. słynne – choć w gruncie rzeczy zapomniane – przemówienie Aleksandra Kwaśniewskiego wygłoszone podczas uroczystości żałobnych w Jedwabnem 7 lipca 2001 r., kiedy polski prezydent przepraszał „w imieniu swoim i tych Polaków, których sumienie jest poruszone tamtą zbrodnią. W imieniu tych, którzy uważają, że nie można być dumnym z wielkości swojej historii, nie odczuwając jednocześnie bólu i wstydu z powodu zła, które Polacy wyrządzili innym”.

„Tych słów najbardziej potrzebujemy my sami! – mówił Kwaśniewski – (…) by stać się lepszymi siłą moralną, być wolnymi od uprzedzeń, złości i nienawiści”.

Brakuje dziś głowy państwa, która odnosi się do historii z należnym szacunkiem. Duda nie musiałby nawet przepraszać, zrobiono to już przed nim. Wystarczyłoby, aby znał proporcje.

Kogo ukrywali Ulmowie i jak zginęli

Ulmowie mieszkali na uboczu Markowej. Przez okno mieli widok na miejsce niemieckich egzekucji. Najpierw Józef zorganizował kryjówkę dla czterech kobiet, ale zostały znalezione w trakcie obławy i rozstrzelane. Kolejni Żydzi poprosili Ulmów o pomoc pod koniec 1942 r. Ukrywali ich na strychu – dwie siostry, sąsiadki domu rodzinnego Józefa, Gołdę Grünfeld i Leę Didner z córką Reszlą, oraz pięciu Goldmanów z Łańcuta, Saula i czterech jego dorosłych synów: Barucha, Mechela, Joachima i Mojżesza.

Żydzi wychodzili z kryjówki i pomagali w gospodarstwie. Wiktoria Ulma szukała we wsi większych ilości jedzenia i tłumaczyła, że potrzebuje go dla rosnących dzieci. Ludzi to niepokoiło. Udawało się tak się przez blisko 15 miesięcy, aż do donosu. O świcie 24 marca 1944 r. z Łańcuta przyjechało pięciu żandarmów i kilku policjantów. Dowodził nimi por. Eilert Dieken. Okrążyli gospodarstwo. Wszyscy z domu zostali rozstrzelani, 17 osób, najpierw Żydzi, potem gospodarze, na końcu, po naradzie, także ich sześcioro dzieci – „aby wioska nie miała z nimi kłopotu”. Wiktoria była wtedy w końcówce ciąży.

Po zastrzeleniu Ulmów cała wieś bała się pacyfikacji. Polskie podziemie wykonało wyrok na granatowym policjancie Włodzimierzu Lesiu – ale czy to on doniósł na Ulmów, pewności nie ma. Przed wojną Markowa liczyła 4,5 tys. mieszkańców, w tym 30 żydowskich rodzin, 120 osób. Wojnę przeżyło 21 Żydów.

Medal Sprawiedliwy wśród Narodów Świata został przyznany Józefowi i Wiktorii Ulmom w 1995 r. W 2010 Lech Kaczyński odznaczył ich Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Sześć lat później otworzyło się w Markowej muzeum, a od 2018 r. każdego 24 marca obchodzony jest Narodowy Dzień Pamięci Polaków ratujących Żydów pod okupacją niemiecką.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną