Gorące dogrywki w samorządach. Żółte kartki, sensacje, słodko-kwaśne niespodzianki
Wybory samorządowe przypominają egzamin maturalny. Jedna osoba już ma go za sobą i udaje się na najdłuższe wakacje w życiu, dla innej to dopiero początek stresujących testów, od których zależy jej przyszłość. Jednak te wybory nie dają odetchnąć nawet partyjnym centralom, które po 7 kwietnia walczą o poprawę wyniku i wspierają kandydatów. Przez samorządy przetacza się nowa fala i wszystkie formacje chcą się na nią załapać.
Kraków. Kto wyprowadzi sztandar?
Walka o Kraków miała być gorąca i sprostała oczekiwaniom: kampania w stolicy Małopolski urosła do rangi ogólnopolskiej. Kandydata KO Aleksandra Miszalskiego dopingują liderzy opozycji, sportowcy oraz ludzie kultury. Poza Rafałem Trzaskowskim i Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem poparcia udzielili mu m.in. Marcin Gortat, Michał Rusinek czy kontrkandydaci z pierwszej tury: Stanisław Mazur i Rafał Komarewicz. Jeszcze przed pierwszą turą Kraków odwiedził Donald Tusk. Koalicja Obywatelska zdobyła również samodzielną większość w radzie miasta.
Łukasz Gibała, kandydat bezpartyjny, postanowił rozprawić się z zarzutami konkurencji o dług w wysokości ponad 250 mln zł oraz potencjalne łączenie funkcji prezydenta z prowadzeniem działalności. Spłacił pożyczkę, przekazując wszystkie udziały w firmie. Jego zdaniem to dowód, że nie ma zobowiązań finansowych, partyjnych i będzie w stanie poświęcić 100 proc. czasu na urzędowanie.
Na kandydata stawia dość egzotyczna „koalicja”. Po uzyskaniu poparcia Lewicy Razem oraz Konfederacji – Konrad Berkowicz przekonywał, że trzeba wybrać „mniejsze zło”, aby „Krakowem nie rządziła Platforma z Warszawy” – cichego wsparcia udzieliła też