Dzień konwencji. Ziobryści zostali kaczystami, a Tusk wyciął im numer. PiS tego bardzo nie lubi
Przysucha, miasto powiatowe na południowym Mazowszu, miała w sobotę 12 października zaszczyt gościć czwarty Kongres PiS i Radę Polityczną tej partii. Na to wydarzenie czekaliśmy z niecierpliwością, tym bardziej że zostało nieco odłożone w czasie, co przypisywano przedłużającym się negocjacjom zjednoczeniowym z Suwerenną Polską. Do fuzji w końcu doszło, na czym zapewne najwięcej skorzysta zarządzający partią pod nieobecność Zbigniewa Ziobry europoseł Patryk Jaki. To on podpisał akt zjednoczeniowy, w praktyce będący może bardziej „aktem wchłonięcia” Suwerennej Polski przez Prawo i Sprawiedliwość. Pod koniec długiego politycznego dnia został też wiceprezesem PiS.
Ziobryści stali się kaczystami
Dawna Suwerenna Polska będzie teraz mogła obsadzać „jedynki” w trzech, a może nawet czterech spośród 41 parlamentarnych okręgów wyborczych. Pewnie zatrzyma to do jakiegoś stopnia odpływ działaczy do Konfederacji, do czego natychmiast wezwał ich Sławomir Mentzen.
Tak czy inaczej, „ziobryści” stali się „kaczystami”, czyli, jak słusznie ujęła to w swoim i kolegów imieniu była marszałek Sejmu Elżbieta Witek, „wszyscy od dziś jesteśmy pisiorami”. Był to chyba jedyny zabawny moment konwencji, która się po prostu nie udała. Było nudno i przewidywalnie. A ostateczne podporządkowanie Jarosławowi Kaczyńskiemu kilku do dziś na wpół niezależnych polityków związanych ze Zbigniewem Ziobrą nie jest jakąś specjalnie ekscytującą informacją dla wyborców PiS. Przecież wszyscy wiedzą, że bez PiS Suwerenna Polska nic nie znaczy.