Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Kim dla mnie był gen. Skrzypczak. Polska wiele straci bez jego głosu

Gen. Waldemar Skrzypczak (1956–2025) Gen. Waldemar Skrzypczak (1956–2025) Cezary Aszkielowicz / Agencja Wyborcza.pl
Był jednym z najodważniejszych wojskowych, który mówił władzy prawdę w oczy, gdy był w służbie – i jednym z najważniejszych głosów polskiej debaty obronnej, gdy służbę opuścił. Waldemar Skrzypczak to była instytucja, filar, opoka.

Zawsze był dostępny, zawsze oddzwaniał, zawsze pomagał w zrozumieniu trudnych wojskowych spraw – na bazie swojego doświadczenia zarówno z wojska, jak i z zarządzania wojskiem w MON. Opoką był nie tylko i nie przede wszystkim dla „klasy dyskutującej”, dziennikarzy, publicystów i pisarzy. To był przede wszystkim generał swoich żołnierzy. Wódz – nie przez przypadek miał taki przydomek. Wodza się słuchało, do Wodza się dzwoniło czy pisało, gdy był problem. Wódz potrafił się postawić tym, rzekomo ważniejszym, politykom na czele MON.

Każda rozmowa była ważna

Był jednym z rzeczników modernizacji polskiej armii w zachodnim stylu. Służył ramię w ramię z Amerykanami w Iraku i poznał zarówno zalety ich sprzętu, jak i przewagi ich systemu – nie zawsze i nie wszędzie dostępne. Dlatego gdy tylko mógł, podkreślał znaczenie logistyki i zaopatrzenia jako podstawy działania wojsk operacyjnych. To dlatego jako dowódca Wojsk Lądowych nie zawahał się wejść w konflikt z ministrem obrony Bogdanem Klichem o wyposażenie polskiej misji w Afganistanie, m.in. w drony, uzbrojone śmigłowce i lepiej opancerzone pojazdy.

„Czara goryczy się przelała. Panowie! To wy jesteście winni” – mówił na pogrzebie jednego z poległych. „Oczekuję, że ktoś odpowie przed sądem za to, że nie mamy środków do walki, które zapewniają bezpieczeństwo polskim żołnierzom” – trudno o ostrzejsze słowa wysokiego rangą oficera skierowane do politycznego kierownictwa resortu. Minister Klich zarzucił wtedy nawet generałowi podważanie demokratycznych zasad zwierzchnictwa nad wojskiem. Skrzypczak w 2009 r. podał się do dymisji i zakończył zawodową służbę wojskową, ale dla żołnierzy, nie tylko tych na misji, został bohaterem, a minister Klich – niestety – stał się personifikacją upadku polskiej armii.

Sytuację Skrzypczaka zmieniła wewnętrzna zmiana w polityce. W 2011 r. powrócił do MON jako cywil i radca ministra do spraw modernizacji sił zbrojnych. A później jako już podsekretarz stanu ds. uzbrojenia i modernizacji – zwyczajowo tzw. pierwszy wiceminister. Tym ministrem, który umożliwił Skrzypczakowi taki awans, był Tomasz Siemoniak, który dziś tak wspomina generała: „Każda rozmowa z nim była ważna, zawsze walczył o sprawy Wojska Polskiego. Prosiłem go jako minister o różne misje specjalne, gdy sprawy były najtrudniejsze. Zawsze gotowy, zawsze patrzący do przodu. Będzie go bardzo brakowało”.

Jednocześnie z walką o przyszłość i codzienność wojska odważnie brał się za bary z przeszłością – dziedzictwem PRL i LWP. Pancerniak z powołania i wykształcenia, nie mógł ukrywać ani swojego PESEL, ani przebiegu służby. No i gdy o to zapytano, nie mógł skrywać, że służył w poznańskiej szkole pancernej od 1976 r. ani że w połowie lat 80., jako wyróżniający się młodszy oficer, został wysłany na kurs sztabowy w Akademii Sztabu Generalnego w Rembertowie.

Tak, później był również dowódcą kompanii w słupskim pułku czołgów średnich, który w grudniu 1981 r. „szedł na Gdańsk”, by tłumić przewidywane protesty po wprowadzeniu stanu wojennego. Jak później wspominał, rozkaz wykonał, ale na szczęście nie było sytuacji, w której musiałby mierzyć jego słuszność z sytuacją kryzysową: „Miałem 43 pociski amunicji 100-milimetrowej w czołgu i 12 tysięcy sztuk amunicji karabinowej, a z tyłu dwie beczki z paliwem po 200 litrów. Jakby to się zapaliło, byłyby fajerwerki niesamowite” – mówił Markowi Osiecimskiemu z TVN24. I dodał: „Baliśmy się tak samo jak ci, którzy byli wokół nas z koktajlami Mołotowa”.

Herold Kijowa przeciw Moskwie

Po odejściu do cywila Skrzypczak nie bał się wcale i stał się jednym z najbardziej aktywnych w polskiej debacie publicznej „byłych wojskowych”. Zwłaszcza po wybuchu wojny Rosji z Ukrainą jego cotygodniowe analizy frontowe stały się punktem odniesienia dla bieżącej oceny sytuacji. Ale tak jak wielu innych ekspertów generał szybko przestał być optymistą i coraz częściej wyrażał stanowisko krytyczne wobec obronnych wysiłków i politycznej woli Zachodu we wsparciu Ukrainy. Z czasem stał się ostry w poglądach, niemal radykalny. Zawsze jednak podkreślał siłę Ukrainy, a słabość Rosji. Był heroldem Kijowa przeciw Moskwie, bez dwóch zdań.

Polska wiele straci bez jego głosu. Ale Wojsko Polskie zachowa jego pamięć, również poprzez jego syna płk. Renarta Skrzypczaka, który od stycznia jest dowódcą 1. Warszawskiej Brygady Pancernej. Pomimo wielu medialnych domysłów na temat kariery dzięki ojcu Renart sam zasłużył na stopień generała brygady, który niebawem otrzyma. I będzie niósł pamięć wojskowej rodziny Skrzypczaków w XXI w.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Pomówmy o telefobii. Dlaczego młodzi tak nie lubią dzwonić? Problem widać gołym okiem

Chociaż młodzi niemal rodzą się ze smartfonem w ręku, zwykła rozmowa telefoniczna coraz częściej budzi w nich niechęć czy wręcz lęk.

Joanna Podgórska
07.12.2025
Reklama