Kraj

Kotek za płotek

Protestujący rodzice z dziećmi z przedszkola nr 212 na warszawskim Żoliborzu, druga od lewej Małgorzata Kupiecka. Fot. Grzegorz Press Protestujący rodzice z dziećmi z przedszkola nr 212 na warszawskim Żoliborzu, druga od lewej Małgorzata Kupiecka. Fot. Grzegorz Press
Od jesieni 2009 r. wszystkie sześciolatki mają pójść do szkoły. Na razie władze miejskie, między innymi w Warszawie, próbują poprzesuwać zerówkowiczów z przedszkoli do szkół. Niektórzy rodzice z tego powodu gotowi są głodować.

Wyobraź sobie puszystego koteczka wypuszczonego na wybieg dla rozjuszonych słoni. Ten mały koteczek to twój sześciolatek wyrzucony z ciepłego przedszkola do zerówki w przepełnionej, głośnej, bezdusznej szkole. Właśnie wyszedł na korytarz w czasie przerwy... Tak frakcja rodziców walczących widzi Plan Wyrównywania Szans Edukacyjnych w stolicy. Rozognił on właśnie Warszawę.

W czym rzecz? Do tej pory rodzice mogli wybrać dla dziecka zerówkę: albo w przedszkolu, albo w szkole. Teraz możliwość wyboru będzie ograniczona. Chodzi o uzyskanie jak największej liczby miejsc dla najmłodszych przedszkolaków, tak by wszystkie jak najwcześniej do przedszkola trafiały. W zeszłym roku 2 tys. trzylatków stołecznych nie dostało się tam w ogóle. Także dlatego, że rodzice na wszelki wypadek zapisywali do kilku przedszkoli naraz. Ojciec-rekordzista zapisał syna do 11, blokując 10 miejsc. Te brakujące miejsca uzyskano by właśnie, gdyby obecne pięciolatki na przyszły rok szkolny trafiły już do szkół.

Na razie, żeby obronić grupę starszaków przed pędzącymi słoniami ze starszych klas, mama 4-letniej Zofii podejmie strajk głodowy lub okupacyjny, w zależności od potrzeb ruchu. Rozmawia o sprawie z rodzicami Januszka i Kacperka z misiów.

Niestety, mama nie dotarła na pikietę pod przedszkolem, która odbyła się już miesiąc temu, ale wtedy żoliborski ruch protestacyjny nie był dość zwarty. Niedawno jednak nadeszła inspiracja z Poznania, gdzie w listopadzie powstał Społeczny Ruch Protestacyjny (SRP), który skutecznie odwiódł prezydenta miasta od pomysłu dołączenia zerówek do szkół podstawowych już w 2008 r. Ruch zarzucił prezydenta oraz radnych petycjami i listami protestacyjnymi, udało mu się zmobilizować do działania rzeczniczkę praw dziecka. Następnie zjednoczeni w sieci rodzice zaalarmowali radnych Platformy Obywatelskiej, mającej większość w mieście. Poskutkowało. Powstały wspólne samorządowo-rodzicielskie komisje, które badają stan przygotowania zerówek w mieście. Plan przesunięcia sześciolatków do szkół został odłożony.

Seria bolesnych niedomówień

Jolanta Lipszyc, znany i ceniony pedagog, szefowa stołecznego Biura Edukacji, którą tutejszy ruch protestacyjny zepchnął na wrogą stronę barykady, uważa, że lawina ruszyła, gdy na internetowej stronie Biura ukazał się apel do dzielnicowych samorządów. Chodziło o utworzenie elektronicznej bazy danych o wolnych miejscach dla trzylatków i o możliwościach zorganizowania grup zerówkowych przy pobliskich szkołach od jesieni 2008 r. Miejski apel niefortunnie zbiegł się z ogłoszeniem ministerialnego planu, by w 2009 r. do szkoły poszedł już każdy sześciolatek. Rodzice zrozumieli intencje władz miejskich następująco: w 2009 r. wszystkie wasze dzieci wypchniemy do szkół, a w tym roku wypchniemy tam te, które uda się z przedszkoli wyrzucić bezproblemowo. W ten autorytarny sposób, zamiast budować nowe przedszkola, wygospodaruje się wolne miejsca dla młodszych dzieci.

Potem niektórzy rodzice udali się do pobliskich szkół podstawowych, gdzie ich dzieci miałyby spędzić rok przejściowy, i wpadli w przerażenie: szkoła w pobliżu przedszkola na Żoliborzu ledwie mieści 800 uczniów i wątpliwe jest, że do września rozrośnie się na tyle, by zmieściły się w niej jeszcze jakieś zagubione sześciolatki.

Gdy następnie rodzice zajrzeli do internetowego forum przedszkolnego, przeczytali w nim o dramatycznych przypadkach ruchliwych przedszkolaków, u których po przeniesieniu do nieodpowiedniej zerówki w szkole wkrótce diagnozowano ADHD (zespół nadpobudliwości psychoruchowej). O sześciolatkach żywionych w szkolnej stołówce kiełbasą z cebulą. O tym, że nie sięgają one do zbyt wysokich szkolnych sedesów i umywalek. O przepędzaniu przez starsze dzieci. O braku opieki w trakcie szkolnych ferii, a także – porządnego placu zabaw na szkolnym podwórku. O tym, że siedzą we wspólnej świetlicy z rozwrzeszczanymi dziesięciolatkami i uczone są przez przypadkowych pedagogów, którzy jedynie chcą wypełnić pensum.

Rodziców wystraszyli też sami nauczyciele ze szkół, poufnie mówiąc o swoim przerażeniu koniecznością dostosowania szkoły do nowych wymogów. (Oficjalnie nauczyciele ci dla świętego spokoju zgadzali się na nowe plany).

Rodzice przedszkolaków żoliborskich długo byli uśpieni. Mama Zofii, na przykład, była uśpiona deklaracją dyrektorki przedszkola, która wyrażała sceptycyzm wobec pomysłu na obligatoryjną zerówkę szkolną w jej dzielnicy. Mocno się zdziwiła, gdy dyrektorka wyraziła akces do programu.

Konflikt w Warszawie na pewno zwiastuje ogólnonarodową dyskusję, która czeka nas za rok. Pewnie wtedy racje i emocje rozłożą się podobnie jak teraz.

Racja pierwsza: dla dobra sześciolatka – niech zostanie w przedszkolu

Chcemy, by dzieci jak najdłużej uczyły się w przedszkolu – tłumaczy więc Małgorzata Kupiecka, prawniczka i matka, jedna z liderek protestu żoliborskiego. – Program zerówkowy można realizować w przedszkolu, oszczędzając dziecku stresu związanego z przenosinami, zwłaszcza że nie zawsze będzie ono chodziło potem do tej samej podstawówki. Więc – w ciągu dwóch lat będzie musiało dwa razy zmieniać środowisko. Czy jego układ nerwowy wytrzyma?

Prof. Anna Brzezińska, psycholog rozwoju i edukacji, też poparłaby protesty rodziców ze względu na proces rozwojowy przedszkolaka. To raczej przedszkola są przygotowane do wyłapania niedostatków u dzieci. Do uważnej opieki indywidualnej. Do stymulowania lekko opóźnionych i dopasowania programu dla zdolniejszych. Nauczycielka zna tu doskonale każde swoje dziecko, bo spędziła z nim trzy lata. Patrzy z dołu. Wie, że doprowadzić ma dziecko do tego cudownego intelektualnego błysku, który zdarza się w okolicy szóstego roku życia i polega na tym, że mały człowiek, zanim wykona czynność, zaczyna myśleć.

To jest ostatni rok indywidualnej stymulacji malucha. Jeśli się go zaniedba – nie ma mowy o równaniu szans. Raczej – o pogłębianiu dysfunkcji i różnic.

Więc bardziej niż wysokie sedesy, brak śniadania i placu zabaw (co najłatwiej uzupełnić przy stosownym budżecie) prof. Brzezińską przeraża brak odpowiednio przygotowanej kadry nauczycielskiej: – Skąd przyjdą pedagodzy? Przecież nie przyjdą z przedszkoli, bo tam trzeba będzie zająć się trzylatkiem. Czy może jest pomysł na emerytów? Czy może pomysł na intensywne szkolenia nowej kadry? Nic mi o tym nie wiadomo. Można powiedzieć: zamiast stopniowego przystosowania szkół do nowych edukacyjnych planów – zwycięża podejście mechanicystyczne. Tniemy tu – dokładamy tam.

Przez ruch protestacyjny przemawia patriotyzm lokalny. Jeden z rodziców żoliborskich: – Nam, ze starych dzielnic, gdzie przedszkola publiczne mają tradycję i dobrą opinię, planuje się dołożyć dzieci z Białołęki, zza Wisły. Wyciąć nasze własne. Ojca martwi też instrumentalne traktowanie rodziców przez władze samorządowe: – Każą kupować kota w worku. Nikt jeszcze nie widział nowej zerówki. Dlaczego mamy wierzyć, że uda się ją zbudować do września?

Małgorzata Kupiecka, która należy do frakcji radykalnej, uważa, że nieinformowanie rodziców o planowanych zmianach jest formą dezinformacji celowej. Żeby rodzic nie zdążył zaprotestować i siedział cicho. – Jak się ma do takiej postawy Europejska Karta Praw Rodziców, która zapewnia współuczestnictwo rodziców w procesie edukacyjnym dziecka?

Racja druga: najważniejsze, by dziecko jak najwcześniej zostało przedszkolakiem

Jolanta Lipszyc: – Nikt już nie ma wątpliwości, że edukacja przedszkolna jest kluczowa dla szans edukacyjnych dziecka. Szkoły windują poziom programu, dziecku nieprzygotowanemu trudno będzie kolegów dogonić. Niestety, w ostatnich latach mieliśmy prawdziwy pogrom przedszkoli. Poprzedni minister edukacji nalegał, by raczej matka została z przedszkolnym dzieckiem w domu. Straty trudne są do odrobienia. W kilku dzielnicach więcej niż połowa trzylatków nie dostała się do przedszkoli ze względu na brak miejsc. Stawiamy placówki kontenerowe, które nie załatają wszystkich dziur.

Więc miasto stara się objąć trzylatki opiekuńczym ramieniem. Proces przygotowania do szkoły powinien trwać kilka lat, przedszkole jest w tym względzie najbardziej efektywne. Im dziecko wcześniej je zacznie, tym lepiej dla niego. Polska jest w ogonie Europy, jeśli chodzi o wiek edukacyjnego debiutu.

Według ustawy oświatowej, tłumaczy dyrektor Lipszyc, samorząd ma obowiązek zapewnić sześciolatkowi edukację w zerówce. W szkole lub przedszkolu. Ale ustawa oświatowa nie precyzuje, że rodzic ma mieć możliwość wyboru.

I dodaje: – We Wrocławiu samorząd przeniósł do szkół wszystkie zerówki. Nie było żadnego problemu.

Dyrektor prosiłaby więc o szerszą niż tylko czubek własnego nosa perspektywę. I ubolewa, że podejście niektórych rodziców jest tak konfliktowe. Być może to kwestia trudnych osobowości, które nieskłonne są do konsensu.

Jeszcze nie sprawdzili, jak wyglądać będzie ich zerówka, i już mają pretensje.

Żeby uspokoić rozedrganych rodziców, urząd miasta ustalił konieczne standardy dla powstających placówek. Obowiązywać będzie pięciogodzinna podstawa programowa i opieka po godzinach zgodnie z potrzebami rodziców. Sala dydaktyczna dostosowana do potrzeb malucha, w miarę możliwości w wydzielonej części budynku. Zajęcia rewalidacyjne dla dzieci z odpowiednim orzeczeniem lekarskim, plac zabaw. W ofercie dodatkowej umieszczono pomoc psychologa, logopedy i pielęgniarki. Także opiekę w czasie ferii w ramach akcji „Zima w mieście”. Urzędnik Biura Edukacji uspokaja anonimowo: – Na pewno szkoła nieprzygotowana nie przyjmie małych dzieci. Nie ma warunków – nie ma grupy zerówkowej.

Chyba – dorzuca na koniec – że w pobliżu nie będzie przedszkola. Wtedy nie będzie innego wyjścia.

Polityka 7.2008 (2641) z dnia 16.02.2008; kraj; s. 30
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną