Kraj

Mój Rakowski

WIĘCEJ:  Strona poświęcona MFR WIĘCEJ: Strona poświęcona MFR
Dla każdego, kto był i jest związany z „Polityką', jest to szok, choć jasne było, że współzałożyciel i twórca naszego tygodnika jest ciężko chory, że walczy z czasem, by ukończyć swą ostatnią książkę - spowiedź z całego życia. A jednak wiadomość, że to się już stało, jest paraliżująca.

Śmierć Mietka to nie tylko nasza prywatna sprawa: przyjaciół z jego generacji, którzy wciąż są w zespole, którzy to pismo tworzyli po październiku 1956, młodszych współpracowników MFR, którzy pod jego skrzydłami uczyli się nie tylko dziennikarstwa, ale życia w latach siedemdziesiątych, a potem przetrwali podział zespołu w stanie wojennym, i wreszcie tych najmłodszych, którzy doszli do "Polityki" już w III Rzeczypospolitej, znali meandry pisma w czasach PRL, a jednak się mocno związali z tym pismem, które starsze pokolenie długo utożsamiało z MFR.

Śmierć Rakowskiego to - można bez przesady powiedzieć - koniec pewnej epoki dziejów Polski.

Nie brak opinii, że MFR był najlepszych redaktorem naczelnym w historii polskiej prasy XX wieku. Miał o wiele trudniejszą sytuację niż twórca paryskiej „Kultury", który z paryskiego Olimpu mógł Polskę wymyślać na nowo. Miał też trudniejszą sytuację niż redaktor "Gazety wyborczej" w 1989 roku, który tworzył gazetę w trakcie drugiej Wiosny Ludów. Rakowski, jako redaktor naczelny dokonał cudu prasowego w sytuacji, w której wypalały się już nadzieje na wielki przełom październikowy 1956.

Ten mało komu znany młody komunista, lektor KC, został najpierw zastępcą, a wkrótce potem redaktorem naczelnym tygodnika, który posłusznie miał wypełnić lukę po właśnie zlikwidowanym przez Gomułkę "rewizjonistycznym" "Po prostu". Jednak w ciągu trzech lat Rakowski uczynił z "Polityki", przyjętej przez dużą część opinii niechętnie jako pismo hamujące październikowe reformy, tygodnik jedyny w swoim rodzaju w całym bloku wschodnim. Nie sam - razem z zespołem. Ale zasługą tego komunistycznego działacza było takie dobranie sobie współpracowników i takie nimi pokierowanie, by pismo nie było propagandową tubę, lecz zarówno odzwierciedleniem prawdziwego życia, jak i fabryką myśli, oraz laboratorium demokratycznych przemian.

"Fraku" był nie tylko gigantem w dziejach polskiej prasy powojennej, ale i jedną z głównych postaci polskiej powojennej polityki. Biografia tego chłopskiego syna jest w jakiś sposób znamienna dla polskich losów. Odzwierciedliła to, co najlepsze w pokoleniu rozbitym przez wojnę, odartym ze złudzeń, świadomym zniszczeń i akceptującym powojenne zmiany - w warunkach wojny domowej, radzieckich czołgów i stalinizmu, awansującym dzięki nowej władzy, a jednak pod wpływem odwilży po śmierci tyrana 1953 i szoku tajnej mowy Chruszczowa na XX zjeździe KPZR, świadomie uczestniczącym w demokratyzacji i modernizacji PRL, otwieraniu Polski na świat i przygotowywaniu Polaków do wielkiej reform ustrojowej, która przecież kiedyś musiała nastąpić.

O sobie samym Mietek często mawiał, że gdyby nie PRL to „pasałby krowy". A przecież trudno powiedzieć, dokąd - przy swych zdolnościach, pracowitości i ogromnej empatii wobec ludzi - zaszedłby gdyby nie było wojny. Ojciec Mietka był wprawdzie poznańskim rolnikiem, ale na tyle światłym i aktywnym politycznie, że Niemcy rozstrzelali go jesienią 1939. Sam Mietek okupację przetrwał w Poznaniu, jako robotnik. Po wojnie zgłosił się do ludowego wojska, wstąpił do PPR, został oficerem i skończył studia dziennikarskie. Równocześnie nigdy nie spoczywał na laurach. Nigdy nie traktował kariery - partyjnej, dziennikarskiej czy politycznej - jako celu samego w sobie. Swą karierę i pracę traktował - po poznańsku - jako służbę. Każdy znajdzie na to tysięczne dowody w dziesięciu tomach dzienników Mietka prowadzonych od 1958 roku, w tym niebywałym dokumencie samowiedzy nie tylko autora, ale i ogromnej części peerelowskiej inteligencji, krytycznej a zarazem dumnej ze swego dorobku i świadomej zarówno swych własnych ograniczeń, jak i ograniczeń nie w pełni suwerennego kraju.

Nie będzie zbyt wielkim słowem stwierdzenie, że właśnie Rakowski - polityk realny, subtelny intelektualista i niezmiernie ciepły, przyjazny ludziom człowiek, stał się najlepszym i trwałym wkładem Wielkopolski do polskiej kultury politycznej, do racjonalnego myślenia w kategoriach polityki realnej. MFR nie znosił zarówno dogmatyzmu, jak i skłonności do emfatycznych zrywów, romantycznego słomianego ognia, i - jak powtarzał - tego naszego przeklętego "jakoś to będzie"...

Był marksistą-reformistą, reformatorem z przekonania, człowiekiem ciekawym świata, chętnie się uczącym. A równocześnie nie wstydził się mówić o sobie, że jest komunistą. Nawet wtedy, gdy to pojęcie już było nader wstydliwe. Zapytany niedawno, do kiedy uważał się komunistą, odpowiedział niepewnie, że chyba do połowy lat osiemdziesiątych. A przecież nam na kolegium redakcyjnym mówił już jesienią 1978 roku, że ten ustrój się skończył, że za dwadzieścia lat  Niemcy się zjednoczą, i że naszym zadaniem jest przygotowanie nie tylko odgórnych reform, ale i zbudowanie instytucjonalnej opozycji, choćby poprzez emancypację takich partii jak ZSL czy SD oraz stworzenie chadecji. Poczym w kilka tygodni napisał esej: „Polska u progu lat osiemdziesiątych", który najpierw „wydał" w czterech egzemplarzach, a potem - już w czasach "Solidarności" - także oficjalnie, czyli w wersji okrojony przez liberalną wówczas cenzurę. Ta książka przeszła bez większego echa, bo Polska właśnie przechodziła pierwszą fazę oddolnej rewolucji, a nie odgórnych reform, których zwolennikiem był Rakowski...

Mietek nazywał siebie komunistą, ale był socjaldemokratą - tak go postrzegano na Zachodzie, i takie też donosy na niego pisano do Moskwy z NRD.

To poznański rodowód i znajomość języka, spowodował, że MFR zainteresował się niemiecką socjaldemokracją. W niej, a nie w ruchu komunistycznym, widział partnera i klucz do zrozumienia sąsiada. O powojennej SPD napisał w latach 50ych doktorat, a w 60tych stał się - po stronie rządowej - jednym z głównych promotorów polsko-niemieckiego dialogu. Wtedy, gdy nie był on jeszcze w modzie, gdy po obu stronach dominowały uprzedzenia i mniej lub bardziej jawnie formułowana dziedziczna wrogość. Właśnie on, któremu Niemcy zabrali ojca...

Rakowski był człowiekiem zdolnym do dialogu i przyjaźni. Był w latach 60ych i 70ych jednym z niewielu przedstawicieli "oficjalnej Polski", który dla rozmówców z Zachodu był wiarygodny i przyjęty za swego. W świecie podzielonym żelazną kurtyną i murem berlińskim pokazywał, że socjaldemokratyczne formuła "zmiany poprzez zbliżenie" jest realną perspektywą ewolucji w Europie. Jego przyjaźń z wybitnymi publicystami zachodnioniemieckimi jak zmarły kilka tygodni temu Peter Bender czy wydawczyni tygodnika "Die Zeit", Marion Dönhoff, nie była koniunkturalna. Wynikała z przekonania, że Polska musi być wiarygodnym członkiem radzieckiego bloku, ale jej przyszłość zależy od stabilnych powiązań z Zachodem. To stamtąd Rakowski przywoził kolejne pomysły reform. To tam wyjazdy na stypendia zalecał swym współpracownikom, aby mieli otwarte głowy, uczyli się języka i nowoczesnego świata.

Jako poznaniak dobrze rozumiał "pruską drogę modernizacji" nie tak jak ona się kojarzy większości Polaków - jako pikielhauba żandarma i buta urzędnika, lecz jako przekonanie o konieczności odgórnych reform, liberalizmu myśleniu, lojalności wobec współpracowników, rządów prawa i otwarcia na świat.

Życie polityczne Mietka wciąż konfrontowało racjonalne myślenie w kategoriach polityki realnej z dominującą w Polsce tradycją romantyczną. Znał jej siłę, obawiał się jej. I w końcu przegrał z nią w momencie wybuchu "Solidarności".

Być może jako polityk nie powinien był w roku 1981 przyjmować stanowiska wicepremiera w rządzie generała Jaruzelskiego. Odradzali mu to jego przyjaciele. Zwyciężyło poczucie odpowiedzialności za kraj, a nie - jak sądzili niechętni - żądza władzy. To poczucie odpowiedzialności zwyciężyło również w stanie wojennym. Rakowski nie tylko przecenił swe możliwości łagodzenia napięć w rozdartym politycznie kraju, ale i stracił szansę na stanie się polskim Willy Brandtem, twórcą rzeczywistej i silnej polskie socjaldemokracji.

Do dziejów Polski wszedł jednak nie tylko jako jeden z "bohaterów wycofywania się z historii" jak Gorbaczowa nazywa się niekiedy w Niemczech, ale i jako jeden z najwybitniejszych dziennikarzy, polityków i kronikarzy powojennej Polski.

A dla nas - jego przyjaciół i współpracowników - był znakomitym szefem, kolegą i opiekunem. Dla młodych zaś: fundamentem tygodnika w którym pracują...

 

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Śledztwo „Polityki”. Białoruska opozycjonistka nagle zniknęła. Badamy kolejne tropy

Anżelika Mielnikawa, ważna białoruska opozycjonistka, obywatelka Polski, zaginęła. W lutym poleciała do Londynu. Tam ślad się urwał. Udało nam się ustalić, co stało się dalej.

Paweł Reszka, Timur Olevsky, Evgenia Tamarchenko
06.05.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną