Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Co nam zmienia polszczyznę?

O nasz język prywatny jestem w miarę spokojna. Gorzej z językiem publicznym – szczególnie tym oficjalnym.

Przede wszystkim widać ogromny wpływ tłumaczeń tekstów urzędowych, wytwarza się zjawisko, które można opisać jako język polsko-unijny.

Tłumacze sygnalizują mi problemy wynikające ze sposobu pracy w Unii, gdzie na przykład Hiszpan pisze po angielsku tekst, który potem trzeba przetłumaczyć na polski, a dodatkowo uzgadniane na różnego rodzaju obradach poszczególne wersje językowe muszą mieć podobną liczbę słów i wersów. Powstają więc teksty tłumaczone słowo w słowo, koszmarne, pojawiają się nowe, niepotrzebne określenia zjawisk, które polszczyzna od dawna opisuje lepiej i krócej.

A najgorsze, że to wszystko nie zostaje w Brukseli, tylko przychodzi do nas – poprzez urzędników. Potem przejmujemy to my, bo język urzędowy wydaje nam się staranniejszy, godny szacunku. Przykład takiego przejmowania urzędowych wzorców to kierownik pociągu, którym jechałam z Warszawy do Katowic na Kongres, ogłaszający kilkakrotnie, że „pociąg doznał opóźnienia”. Ludzie z łatwością naśladują język urzędowy – sama słyszałam, jak jedna z sąsiadek mówiła do swojego męża: „Na naszym lokalu nastąpił wyciek z grzejnika”. To nas prowadzi do absurdów, gdy bardziej nobilitujące wydaje nam się powiedzenie „posiadam wiedzę” niż po prostu „wiem”.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

13 najlepszych polskich książek roku według „Polityki”. Fikcja pozwala widzieć ostrzej

Autorskie podsumowanie 2025 r. w polskiej literaturze.

Justyna Sobolewska
16.12.2025
Reklama