Nasz wiek stał się zaiste wiekiem intelektualnego organizowania politycznych nienawiści. I będzie to jedna z jego głównych nazw w moralnej historii ludzkości.
Julien Benda, Zdrada klerków, 1927[1]
Musimy pogodzić się z faktem, że tego rodzaju bunt przeciw nowoczesności trwa utajony w społeczeństwach Zachodu (…). Jego chaotyczny, niestworzony program, irracjonalna i antypolityczna retoryka ucieleśniają aspiracje równie autentyczne (…) jak aspiracje innych, lepiej znanych ruchów reformatorskich.
Fritz Stern, Polityka rozpaczy kulturowej, 1961
Karen Stenner, ekonomistka behawioralna, która dwadzieścia lat temu zaczęła badać cechy osobowości, dowodzi, że w każdym kraju mniej więcej jedna trzecia populacji ma coś, co ona nazywa predyspozycją autorytarną – określenie to, nie tak sztywne, jest użyteczniejsze niż „osobowość”. Autorytarna predyspozycja, faworyzująca homogeniczność i porządek, może być obecna i wcale się nie objawiać. Jej przeciwieństwo – predyspozycja „libertariańska”, faworyzująca różnorodność i odmienność, też może być utajona. Przyjęta przez Stenner definicja autorytaryzmu nie jest polityczna i nie oznacza tego samego, co konserwatyzm. Autorytaryzm przemawia do ludzi, którzy nie radzą sobie ze złożonością świata, i w tym instynkcie nie ma niczego inherentnie „lewicowego” czy „prawicowego”. Jest antypluralistyczny. Podejrzliwy wobec ludzi o innych poglądach. Alergicznie reaguje na zażartą dyskusję.
Nie ma znaczenia, czy jego poglądy polityczne wynikają z marksizmu, czy nacjonalizmu. To myślowa konstrukcja, a nie zestaw poglądów[2].
Teoretycy często pomijają inny kluczowy element zjawiska schyłku demokracji i wzrostu autorytaryzmu. Zwykłe istnienie ludzi podziwiających demagogów albo czujących się swobodniej pod władzą dyktatorską nie tłumaczy w pełni tego, dlaczego demagogowie wygrywają. Dyktator pragnie rządzić, ale w jaki sposób dociera do tej części odbiorców, którzy czują to samo? Nieliberalny polityk chce osłabić sądy, żeby zagarnąć więcej władzy, ale w jaki sposób przekonuje wyborców do zaakceptowania tych zmian? W starożytnym Rzymie Cezar kazał rzeźbiarzom tworzyć różne wersje swojego wizerunku. Dziś każdy autorytarysta musi polegać na współczesnych odpowiednikach starożytnych rzeźbiarzy: pisarzach, intelektualistach, pamflecistach, blogerach, spin doktorach, producentach telewizyjnych, twórcach memów, którzy sprzedają jego wizerunek opinii publicznej. Autorytaryści potrzebują ludzi, którzy będą zachęcać do zamieszek albo dokonają zamachu stanu. Ale potrzebują też ludzi posługujących się skomplikowanym językiem prawniczym, potrafiących tłumaczyć, że łamanie konstytucji albo naginanie prawa to posunięcie należyte. Potrzebują ludzi, którzy dadzą głos żalom, będą manipulować niezadowoleniem, kanalizować gniew i lęk, snuć wizje innej przyszłości. Potrzebują członków wyedukowanej elity intelektualnej, innymi słowy, tych, którzy pomogą wypowiedzieć wojnę reszcie wyedukowanej elity intelektualnej, w tym własnym znajomym ze studiów, kolegom, przyjaciołom.
W swojej książce z 1927 roku zatytułowanej Zdrada klerków francuski eseista Julien Benda zaobserwował i opisał autorytarne elity, na długo zanim ktokolwiek zrozumiał, jak są ważne. Wyprzedzając Arendt, skupił się nie na „osobowościach autorytarnych” jako takich, ale raczej na konkretnych ludziach wspierających zwrot autorytarny, który następował wówczas w całej Europie, zarówno na lewicy, jak i na prawicy. Opisywał skrajnie prawicowych i skrajnie lewicowych ideologów promujących albo „namiętność klasową” w postaci radzieckiego marksizmu, albo „namiętność narodową” w postaci faszyzmu, zarówno jednych, jak i drugich oskarżając o to, że zdradzili główną powinność intelektualisty – poszukiwanie prawdy – na rzecz konkretnej sprawy politycznej. Tych upadłych intelektualistów nazywał sarkastycznie „klerkami”, słowem, które ma wspólny rdzeń z „klerem”. Już dziesięć lat przed stalinowskim wielkim terrorem i sześć lat przed dojściem Hitlera do władzy Benda bał się, że pisarze, dziennikarze i eseiści, zmienieni w politycznych przedsiębiorców i propagandystów, sprowokują społeczeństwo do aktów przemocy. Tak się też stało.
Jeśli nastąpi dziś, upadek demokracji liberalnej nie będzie wyglądał tak jak w latach dwudziestych i trzydziestych minionego wieku. Ale i tak będzie potrzebował nowych elit, nowego pokolenia klerków. Upadek idei Zachodu czy tego, co nazywa się czasem „zachodnim porządkiem liberalnym”, będzie potrzebował myślicieli, intelektualistów, dziennikarzy, blogerów, pisarzy, artystów podważających obecne wartości, by zrobić miejsce na nowy porządek. Mogą oni wywodzić się z różnych miejsc: w oryginalnej definicji Bendy do klerków należeli ideologowie i z prawicy, i z lewicy. Wciąż mamy i jednych, i drugich. Podatność na autorytaryzm bez wątpienia widać u kampusowych agitatorów skrajnej lewicy, którzy chcieliby dyktować profesorom, czego mogą uczyć i co wolno mówić studentom. Występuje u twitterowych podżegaczy, którzy w odwecie za złamanie niepisanego kodeksu mowy próbują niszczyć zarówno osoby publiczne, jak i zwykłych ludzi. Występował wśród tych intelektualistów, którzy zmienili się w spin doktorów brytyjskiej Partii Pracy i zwalczali każdą próbę podważenia przywództwa Jeremy’ego Corbyna, nawet kiedy stało się jasne, że obywatele odrzucą jego skrajnie lewicowy program wyborczy. Występował wśród laburzystowskich aktywistów, którzy najpierw zaprzeczali, że w partii szerzył się antysemityzm, a potem bagatelizowali problem.
Choć kulturowa siła autorytarnej lewicy rośnie, jedynymi klerkami, którzy w zachodnich demokracjach zdobyli dziś prawdziwą siłę polityczną – działają wewnątrz państwa, zasiadają w rządzących koalicjach, wskazują drogę partiom politycznym – są członkowie ruchów, które zwykliśmy nazywać „prawicą”. To prawda, że są oni szczególnym rodzajem prawicy i mają niewiele wspólnego z większością ruchów politycznych, które nosiły to miano po II wojnie światowej. Brytyjscy torysi, amerykańscy republikanie, niemieccy chrześcijańscy demokraci czy francuscy gaulliści wywodzili się z różnych tradycji, ale jako grupa byli – przynajmniej do niedawna – oddani nie tylko demokracji przedstawicielskiej, lecz także tolerancji religijnej, niezależnemu sądownictwu, wolności słowa i prasy, integracji gospodarczej, instytucjom międzynarodowym, sojuszowi transatlantyckiemu oraz politycznej idei „Zachodu”.
W przeciwieństwie do nich nowa prawica w ogóle nie chce konserwować ani zachowywać tego, co istnieje. W Europie kontynentalnej nowa prawica gardzi chadekami, którzy po koszmarze II wojny światowej swoje umocowanie w Kościele wykorzystali do stworzenia Unii Europejskiej. W Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii nowa prawica zerwała ze staromodnym, Burke’owskim konserwatyzmem z nieufnością podchodzącym do wszelkich gwałtownych zmian. Choć nowa prawica nie znosi tego określenia, bliżej jej do bolszewików niż do Burke’a: chce obalić, ominąć, podważyć obecne instytucje, żeby zniszczyć to, co istnieje obecnie.
Niniejsza książka mówi o tym nowym pokoleniu klerków i o nowej rzeczywistości, jaką ono tworzy. Zaczynam od kilku znanych mi osobiście postaci z Europy Wschodniej, potem przechodzę do innej, ale analogicznej opowieści o Wielkiej Brytanii, kolejnym kraju, z którym łączą mnie głębokie więzy, kończę zaś na Stanach Zjednoczonych, gdzie się urodziłam. Po drodze zatrzymuję się w kilku innych miejscach. Opisuję różnych ludzi: od natywistycznych ideologów po szlachetnych eseistów politycznych. Jedni pisują erudycyjne książki, inni szerzą w internecie teorie spiskowe. Niektórymi naprawdę powoduje ten sam lęk, ten sam gniew, to samo pragnienie jedności, które motywują ich czytelników czy zwolenników. Innych zniechęciła słabość liberalnego centrum i zradykalizowały agresywne starcia z kulturową lewicą. Jedni są cynikami, którzy manipulują, przyjmują język radykalny i autorytarny, ponieważ niesie im władzę albo sławę. Inni uderzają w apokaliptyczne tony, bo są przekonani, że społeczeństwo zawiodło i trzeba je przekształcić, nie zważając na ewentualne skutki. Jedni są głęboko religijni. Innych cieszy chaos, chcą go szerzyć, bo ma być wstępem do zaprowadzenia jakiegoś nowego porządku. Wszyscy chcą na nowo określić tożsamość swoich narodów, przepisać umowę społeczną, a czasami zmienić zasady demokracji, tak by nigdy nie stracić władzy. Ostrzegał przed nimi Alexander Hamilton, walczył z nimi Cyceron. Niektórzy byli kiedyś moimi przyjaciółmi.
Anne Applebaum, Zmierzch demokracji. Zwodniczy powab autorytaryzmu, tłum. Piotr Tarczyński, Wydawnictwo Agora, Warszawa 2020, s. 26-32
Książkę mogą Państwo zamówić pod adresem: https://www.empik.com/zmierzch-demokracji-zwodniczy-powab-autorytaryzmu-applebaum-anne,p1249105875,ksiazka-p
[1] Julien Benda, Zdrada klerków, przeł. Marek Mossakowski, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2014, s. 121.
Jeżeli dany cytat pochodzi z tekstu, który nie miał polskiego wydania, podajemy go w przekładzie tłumacza.
[2] Rozmowa autorki z Karen Stenner, 19.07.2019.
Materiał płatny Wydawnictwa Agora.