Grafika, a dokładnie mówiąc grafika warsztatowa, czyli ta tworzona jeszcze w większości ręcznie, znajduje się w dość trudnej sytuacji, otoczona nowymi mediami i nieledwie, wszechmocnymi komputerami. Programy graficzne ułatwiają i zachęcają do korzystania z nich i to w sposób najwygodniejszy, bo w zasadzie bez wstawania od biurka. Kuszące… Wielość możliwych do przyjęcia i zastosowania estetyk, powoduje, że można w dość prosty sposób wygenerować prace w dowolnym charakterze. Mogą „udawać wszystko”, a widzowie często się nabierają na te wyszukane efekty stylistyczne.
Cały czas istnieje jednak grupa zapaleńców wierzących w siłę i znaczenie dawnych, chciałoby się natychmiast napisać – szlachetnych technik graficznych, takich jak: drzeworyt, miedzioryt, akwaforta. Dziś za takie uznajemy i inne, nowsze, niegdyś mniej cenione, jak sitodruk czy offset. To musiało się dokonać w sposób nieuchronny. Wciąż jednak za grafikę nie chcemy i nie możemy uznać wydruków z komputera, choć na rynku sztuki, tak zwane „inkografie”, czyli wydruki z atramentowej drukarki komputerowej, są przedmiotem szerokiego obrotu rynkowego. Tu zapewne swoistym popularyzatorem był nieżyjący Edward Dwurnik, który na dużą skalę podpisywał owe wydruki robione na szlachetniejszym, grubszym, przypominającym graficzny, papierze. Sygnowane „printy” Dwurnika uzyskują całkiem niezłe ceny na rynku i są chętnie kupowane przez szeroką klientelę ludzi zainteresowanych sztuką. To zjawisko na naszym rynku dość nowe, znane jednak od lat z rynków zachodnich.
Organizowane w Łodzi od 1979 roku Triennale Małe Formy Grafiki jest imprezą o ugruntowanej i wysokiej pozycji wśród międzynarodowych konkursów graficznych. Dowodem na to może być liczba zgłaszających się nań artystów, praktycznie z całego świata. W tej edycji nadesłano 1810 prac z 50 krajów od 504 autorów, na wystawę zakwalifikowano 830 dzieł, ponad 300 artystów. Liczby mogą właściwie wyglądać nawet nieco odstraszająco, ale prawdą jest, że pokonkursowa wystawa dostarcza każdorazowo ogromną ilość znakomitych prac, na naprawdę najwyższym warsztatowym poziomie.
W związku z tym wyłonienie grona dziesięciu laureatów jest doprawdy zadaniem właściwie karkołomnym i za każdym razem na pewno również arbitralnym. Niemniej nad wyraz kompetentne grono jurorów wyłania grupę szczęśliwców. Tym razem zwycięzcami, w kolejności alfabetycznej są:
Ioannis Anastasiou, Grecja
Yoshito Arichi, Japonia
Thomas De Spiegeleer, Belgia
Darya Hancharova, Białoruś
Jakub Jaszewski, Polska
Kalli Kalde, Estonia
Eric Mummery, Kanada
Masaaki Sugita, Japonia
Anne Valkenborgh, Belgia
Katarzyna Zimna, Polska.
Mimo że mamy do czynienia z niewielkimi formatami, to jednak te małe dzieła mogę mieć naprawdę dużą siłę wyrazu, a i także znaczny potencjał intelektualny i wyrazowy. Powiedzmy zatem o kilku spośród grona tych nagrodzonych i tych, które nie miały tyle szczęścia, ale które bez najmniejszych nawet wątpliwości mogłyby się w tym gronie znaleźć. Grek Ioannis Anastasiou pokazał kilka najprostszych przedmiotów, lapidarnych i wyrazistych: hełm, nabój, magazynek, opakowanie po lekach. Zagrożenie, niepokój, niepewność pojawiają się przy pierwszym spojrzeniu. Praca Belga Thomasa De Spiegeleera w jakimś sensie odwraca naszą uwagę, bo tym najważniejszym czyni, to czego właściwie nie widać, co znika, a mianowicie iglicę płonącej paryskiej katedry Notre Dame. Zjawia się ona na tle chmury dymu i ognia, które spowijają znikającą katedrę. Pozostałe prace z cyklu „Wydarzenia” odnoszą się do innych dramatycznych zdarzeń z historii XX wieku, zbombardowania Hiroshimy czy pożaru Reichstagu. Estonka Kalli Kalde ukazuje puste budynki pozbawione dachów, z murów których wyrastają drzewa. W ten lapidarny, ale zarazem poetycki sposób mówi o problemie wyludniania się estońskich wsi, i zarazem ich fizycznego znikania. Japończyk Masaaki Sugita w niezwykle wypracowanych i technicznie zadziwiających miedziorytach, jak przyznaje, rozprawia się ze śmiercią swej matki, ale równocześnie daje tak skomplikowaną i sugestywną ikonografię dla tych zdarzeń, że wprost trudno się w nich połapać. Zasługują one na pewno na wyjątkowe uważne i dogłębne oglądanie. Takie dzieła widzi się naprawdę nieczęsto, nawet na tak prestiżowych pokazach. Dobrze więc, że zostały zauważone i docenione przez jurorów.
Na wyróżnienie zasługiwałoby bardzo wielu autorów i wiele prac, choćby z grona tych, którzy w poprzednich edycjach konkursu zdobywali nagrody, ale nie tylko. Pozwolę sobie wymienić kilka nazwisk, które mam nadzieję, że będzie można zobaczyć na żywo w salach Miejskiej Galerii Sztuki w Łodzi: Rafael Akahira, Luc Etienne, Marek Gajewski, Toni Cesar Graton, Yaroslav Kachmar, Magdalena Kacperska, Taichi Kodama, Wojciech Łuczak, Christine Ravaux, Jan Szmatloch, Anna Szumigaj-Badziak. Oczywiście tych alternatywnych propozycji mogłoby się pojawić jeszcze znacznie więcej, jednak nie ma sensu ich mnożyć.
Na jedno wypada mi zwrócić uwagę, że tegoroczna edycja ma bardzo wysoki poziom, co bardzo dobrze oddaje wystawa, która choć gęsta, no, ale jakaż inna mogłaby być, przykuwa uwagę oglądającego w naprawdę wielu momentach. To jest także zasługa selekcjonujących jurorów, którzy ograniczają liczbę prezentowanych dzieł i samej wystawy lepiej eksponującej laureatów i tych innych, którzy także przykuli uwagę jury. Organizacja Triennale i pokonkursowej wystawy jest wielkim i naprawdę trudnym zabiegiem organizacyjnym, czego nie dość podkreślać.
Jestem przekonany, że grono ludzi oglądających sztukę, nieważne czy grafikę, czy malarstwo, ale właściwie każdą, jeśli tylko znajdzie chwilę, by uważniej przyjrzeć się prezentowanym dziełom, odnajdzie nieskończone wprost bogactwo artystycznych światów, które zapraszają by w nie wstąpić i w nich się zanurzyć. Niewielkie formaty z jednej strony są bardziej „ogarnialne”, z drugiej mogą skłaniać do wnikliwszego spojrzenia. Wiele tu detali, wiele szczegółów, w które warto wejść i się w nich rozsmakować. Świat grafiki, może się wydawać nieco nieprzystępny, ale to wynika chyba bardziej z charakteru oglądających, którzy chyba wolą szybkie efekty oglądu, niż analizę skomplikowanych graficznych światów. Albowiem, gdy zacznie się oglądać, te tak różnorodne rozwiązania, to zarówno miłośnicy aktów czy miejskich widoków, fantastycznych światów, żartów, czy piętrowych opowieści, albo prostych kolorystycznych czy geometrycznych kompozycji, wszyscy oni odnajdą liczne propozycje, spełniające ich gusty i upodobania.
Takie jest Międzynarodowe Triennale Małe Formy Grafiki, Polska – Łódź bogate, różnorodne, zaskakujące, uszczęśliwiające. Może jestem nazbyt entuzjastyczny, ale mam pewność, że dokładnie tak jest i zachęcam wszystkich otwartych na spotkanie ze sztuką, by to uczynili czym prędzej, i czym prędzej odnieśli podobne wrażenia.
Autor: Bogusław Deptuła