Zaskoczeni być nie powinniśmy, albowiem minister przyzwyczaił nas przez poprzednie lata do wielu kontrowersyjnych ruchów kadrowych – zarówno w całej kulturze, jak i w obszarze instytucji wystawienniczych. Niemal całkowicie zrezygnował z powszechnie stosowanej przez jego poprzedników procedury konkursów na stanowiska dyrektorskie, przyjmując, że sam wie lepiej, kto i na jakim froncie kultury sprawdzi się zgodnie z oczekiwaniami obecnej władzy.
Jednocześnie nagminnie, szczególnie w pierwszych latach urzędowania, łamał zasadę kadencyjności, odwołując szefów placówek przed upływem kontraktowego terminu. Przypomnę, że pod różnymi pretekstami i stosując różne prawne kruczki, zostali odwołani w ten sposób m.in. szefowie Instytutu Adama Mickiewicza (Paweł Potoroczyn), Narodowego Instytutu Audiowizualnego (Michał Merczyński), Instytutu Książki (Grzegorz Gauden), Łazienek Królewskich (Tadeusz Zielniewicz), Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej (Magdalena Sroka) oraz – to najgłośniejszy i najbardziej bulwersujący przypadek – Muzeum II Wojny Światowej (Paweł Machcewicz).
Dyrektorzy i szefowie z nadania PiS
Obsadzając dyrektorów w instytucjach muzealnych i wystawienniczych, Piotr Gliński postępował w sposób, który uniemożliwia określenie jakiegokolwiek logicznego interpretacyjnego algorytmu.