Kultura

„Diuna” i GAFA, czyli kosmiczny i cyfrowy feudalizm

Kadr z filmu „Diuna” Kadr z filmu „Diuna” mat. pr.
Ciemne zwierciadło science fiction pozwala lepiej zrozumieć trudne czasy, w jakich żyjemy. O czym może opowiedzieć nam seans „Diuny”?

W przedmowie do zbioru opowiadań „Wypalić Chrome” Williama Gibsona jego kolega po fachu Bruce Sterling porównuje fantastów do błaznów – ludzi, którzy mogą mówić o poważnych sprawach, bo nie są traktowani poważnie. W znakomitym filmie „Annette” grany przez Adama Drivera bohater wyjawia publiczności: „zostałem komikiem, żebyście mnie nie zabili, kiedy mówię prawdę”.

Diuna i Ziemia

Na ekrany kin weszła właśnie najnowsza ekranizacja powieści „Diuna” Franka Herberta. Książka z 1965 r. od lat rozpala wyobraźnię swoim epickim rozmachem i niezwykłym światotwórstwem. Odległa przyszłość, w której wszechświatem rządzi imperator i wielkie rody, a podróże kosmiczne możliwe są dzięki narkotykowym wizjom zapewnianym przez „melanż”, substancję, którą można znaleźć jedynie na pustynnej planecie Arrakis zwanej Diuną. O czym jest ta historia? Ma wiele warstw – jest mitologiczną opowieścią o mesjaszu; studium religijnym, politycznym, socjologicznym i historycznym. Ważny jest wątek ekologiczny, wówczas bardzo nowatorski – wspomniany Gibson zwrócił niedawno uwagę, że wizja przyszłości, która nie porusza tematu katastrofy klimatycznej, jest nic niewarta. Musimy liczyć się z tym, że Ziemia będzie zamieniać się w Diunę. Czy pokazane w filmie schrony pogodowe i kombinezony odzyskujące wilgoć staną się naszą codziennością?

Jest to wreszcie wspaniała przygoda, z młodym bohaterem, który musi szybko dorosnąć.

Reklama