Istnieje wiele spekulacji na temat motywów kobiet, które pracowały w obozach koncentracyjnych w charakterze nadzorczyń SS. O szczegółach związanych z podjęciem pracy na tym stanowisku Maria Mandl wspomniała podczas przesłuchania w związku z procesem sądowym członków załogi Auschwitz: „Pracę tę wybrałam dlatego, ponieważ słyszałam, że dozorczynie w obozach koncentracyjnych dobrze zarabiają i spodziewałam się, że zarabiać będę więcej, aniżeli mogłabym zarobić jako pielęgniarka”.
Maria Mandl została nadzorczynią z bardzo prostej przyczyny. Zgłosiła się na stanowisko pracy Aufseherin z tego samego powodu, co większość młodych, średnio wykształconych niemieckich kobiet. Trudna sytuacja materialna, niskie zarobki i chęć awansu zmusiły Mandl do radykalnej decyzji o podjęciu służby w jednym z pierwszych kobiecych obozów koncentracyjnych na terenie III Rzeszy – Frauen-Konzentrazionslager Lichtenburg.
Wyboistą drogę na szczyt zaczęła jako dwudziestosześciolatka. Kraj znajdował się w fazie największego rozkwitu. Niemcy już nigdy nie odczują głodu ani upokorzenia, tak przynajmniej zapewniał Wódz. Należało wypełnić patriotyczny obowiązek, włączyć się w wysiłek zapewnienia dobrobytu państwu. Oczywiście prócz patriotyzmu kierowały nią mniej wzniosłe pobudki.
Okazało się, że ma dryg do tej roboty – wrodzone zdolności przywódcze oraz ambicję. Kwestie moralne nie miały zastosowania, ideologia tłumaczyła wszystko. Zesłani do obozów ludzie byli tylko materiałem, który należało wykorzystać, ewentualnie balastem. W ten sposób w jej świadomości otworzyła się brama, z której istnienia nie zdawała sobie sprawy. Droga do wyzwolenia. Nie miała szczęścia w życiu prywatnym, nie dane jej było doświadczyć macierzyństwa. Swoją zawiść w stosunku do matek mogła wyrazić wobec podludzi.
Tak jak ceną wolności jest nieustanna czujność, tak ceną postępu jest nieustanna zmiana. Ryzyko związane ze zmianami wydaje się ludziom często na tyle zniechęcające, iż przewyższa świadomość, że skutki niepłacenia tej ceny są jeszcze gorsze. W Niemczech ów dylemat znajdował niejednokrotnie rozwiązanie w oszukańczym kompromisie. Polegał on na akceptacji przemian materialnych i technicznych, czemu towarzyszyło odrzucenie ich społecznych konsekwencji. Przejawem tego zjawiska było przetrwanie stereotypowego obrazu Niemki-matki. Mimo iż coraz więcej kobiet żyło w cieniu maszyn do szycia (i innych), nadal traktowano je tak, jakby pozostawały na poziomie kołowrotka.
Pozycja społeczna kobiet w III Rzeszy była stosunkowo jasno określona, a ich rola jako biernych żon i matek – jednoznacznie zdefiniowana. Światem kobiet miał być przede wszystkim dom, a głównymi obowiązkami – rodzenie dzieci, dbanie o rodzinę i posłuszeństwo wobec męża. W propagandzie III Rzeszy kobiety przedstawiane były jako patronki cnót, czystości i porządku. W życiu politycznym odgrywały marginalną rolę – sprowadzała się ona w zasadzie wyłącznie do „bycia ozdobą” u boku mężczyzny.
W przeświadczeniu społeczeństwa niemieckiego obraz kobiety bojowniczki, zrzeszonej w formalnej lub nieformalnej organizacji militarnej, nie przystawał do wizerunku Niemki. Odzwierciedleniem tego powszechnego ówcześnie sposobu myślenia o kobietach jest fragment rozmowy Kazimierza Moczarskiego z generałem SS Jürgenem Stroopem, dowodzącym akcją likwidacji getta warszawskiego w 1943 roku: „Sama instytucja kobiet walczących z bronią w ręku, kobiet-żołnierzy, dywersantów, sabotażystów, partyzantów, była dla Stroopa nie do pojęcia. Zbyt duży dystans dzielił bowiem płeć piękną z Detmoldu (wtłoczoną w reżim «Kirche, Kuche und Kinder») od dziewczyn z Żydowskiej Organizacji Bojowej! Stroop był zaszokowany «wojskową emancypacją kobiet», z którą po raz pierwszy zetknął się dopiero w Polsce”
Zgodnie z założeniami narodowego socjalizmu świadoma swej roli niemiecka kobieta powinna rodzić jak najwięcej zdrowych aryjskich dzieci, by rasa panów była coraz liczniejsza. Dlatego też kobiet odbywających służbę w obozach nie było wiele, ale ich udział w zbrodniach był relatywnie duży. Główną rolę w agitowaniu młodych dziewcząt do służby obozowej odegrał Bund Deutsche Mädel (Związek Niemieckich Dziewcząt), wyśmiewany często przez samych nazistów (mężczyzn), którzy pogardliwie rozwijali skrót BDM jako: Bund deutscher Milchkühe („Liga Niemieckich Krów Mlecznych”) lub bardziej brutalnie: Bedarfsartikel für deutscher Männer („Produkty przydatne dla niemieckich mężczyzn”).
Zdaniem Darii Graczyk niemieckie kobiety były bardziej podatne na propagandę nazistowską niż mężczyźni. Ślepo zapatrzone w Hitlera i jego politykę, nie dostrzegały, jak bardzo reżim ingeruje w ich życie prywatne. Aby współuczestniczyć w życiu politycznym III Rzeszy, obejmowały stanowiska w administracji państwowej oraz wstępowały w szeregi nazistowskich organizacji. Już w fazie organizowania się NSDAP jej zwolenniczki zaczynały kształtować pierwsze kobiece organizacje partyjne, w których same wyznaczały zakres działania. Jedyną oficjalną organizacją kobiecą działającą przy NSDAP był NS-Frauenschaft (Narodowosocjalistyczna Wspólnota Kobiet), która w 1935 roku została uznana za jedno ze skrzydeł NSDAP (podczas wojny organizację tę żartobliwie nazywano „narodowosocjalistyczną brygadą żylaków”). Rok później wprowadzono przepis, zgodnie z którym do stowarzyszenia mogły wstępować wyłącznie Niemki mające już za sobą staż w Związku Niemieckich Dziewcząt lub innej narodowosocjalistycznej organizacji kobiecej. Działalność w strukturach owego stowarzyszenia dawała jego członkiniom realne możliwości awansu w hierarchii partyjnej.
Jak zauważa Richard Grundberger w Historii społecznej Trzeciej Rzeszy, z racji tego, iż Republika Weimarska wpoiła kobietom jeszcze mniej poczucia autonomii osobistej odpowiedzialności publicznej niż mężczyznom, zbiorowa psyche kobiet pozostała całkiem apolityczna, przepełniona resztkami lojalności dynastycznej i rozproszonej religijności, z drzemiącą energią psychiczną, którą Führer rozbudził w stopniu dotąd niespotykanym. Podczas wielkich oficjalnych imprez nazistowskiego państwa żeńska część tłumu często wpadała w rodzaj histerii znanej jako Kontaktsuche, czyli „pragnienie kontaktu” – niedający się opanować popęd, by dotknąć Hitlera.
W czasie masowych wieców słuchaczki „wbijały w Hitlera nieprzytomny wzrok, jakby w religijnej ekstazie”. Również pod koniec wojny to raczej kobiety skłonne były do poświęcenia własnych istnień i rozstania się ze światem, w którym zabraknie ich Wodza. Sztandarowa nazistowska teza o przyrodzonej różnicy między mężczyzną – kierującym się rozumem – a kobietą, która kieruje się uczuciem, zdawała się znajdować tu swoje tragiczne potwierdzenie.
W sytuacji kryzysu ekonomicznego narodowi socjaliści, którzy wówczas aktywnie zabiegali o zdobycie władzy w Niemczech, obiecywali kobietom poprawę ich sytuacji matrymonialnej i materialnej, zapewniając, że każda panna dostanie męża. W tym kontekście proponowali, ażeby „przywrócić rodzinie jej słusznie należne miejsce”. Trzeba jednak zaznaczyć, że poza bezczelną szczerością nazizm nie wniósł nic nowego do dyskusji na temat roli kobiet w społeczeństwie.
Kobiety pracujące zawodowo wywodziły się jednak przeważnie z klas uboższych. Przy całej pompatycznej nazistowskiej frazeologii o „wspólnocie narodowej” warto zwrócić uwagę, że kobiety z wyższych sfer były zwolnione z obowiązku podejmowania zatrudnienia. Podczas gdy mężczyźni brali udział w militarnych kampaniach, kobiety musiały przejąć cały szereg nowych obowiązków, co przyczyniało się jednak do tego, że wzrastała ich społeczna autonomia.
Do 1938 roku przeciętna niemiecka kobieta akceptowała propagandowe hasło „miejsce kobiety jest w domu”, nic nie robiąc sobie z plakatów, anonsów i ogłoszeń zachęcających do służby wartowniczej. Sytuacja zmieniła się w przededniu drugiej wojny światowej. Wiele byłych nadzorczyń podczas powojennych przesłuchań twierdziło, że zostały zobowiązane przez urzędy pracy do służby w obozach koncentracyjnych. Powoływały się przy tym na Rozporządzenie o zaspokojeniu zapotrzebowania na siłę roboczą do wykonywania zadań o szczególnym państwowo-politycznym znaczeniu z 22 czerwca 1938 roku, będącym narzędziem, za pomocą którego państwo mogło ingerować w rynek pracy, jednak bez stosowania przymusu. Zgodnie z tym rozporządzeniem urzędy pracy mogły na określony czas zwolnić niemieckich pracowników z ich zakładów i przenieść do przedsiębiorstw o strategicznym znaczeniu dla wysiłku wojennego.
Ponieważ SS, elitarne oddziały Himmlera, nie przyjmowały kobiet w swe szeregi, oficjalnie należały one do żeńskich formacji pomocniczych SS-Helferinnenkorps oraz SS-Gefolge, które w przeciwieństwie do zwykłych oddziałów SS nie zostały po wojnie wpisane na listę organizacji zbrodniczych, więc za byłe członkostwo w nich nie otrzymywało się automatycznie wyroku pozbawienia wolności.
Kobiety nigdy nie służyły więc jako esesmanki. Ta dawna bojówka NSDAP zorganizowana była na kształt średniowiecznego zakonu męskiego, którego reguła surowo zabraniała uczestnictwa płci żeńskiej. Wszystkie kobiety zatrudniane na stanowisku Aufseherinnen podpisywały kontrakt służbowo-zawodowy ze stacjonującą na terenie danego obozu jednostką SS-Totenkopfverbände (Oddziały Trupiej Czaszki). Po zawarciu umowy nadzorczynię zaliczano do członków załogi SS, z obowiązkiem służbowego i dyscyplinarnego podporządkowania się komendantowi obozu.
Jarosław Molenda, Sadystka z Auschwitz, Wydawnictwo Filia, seria: Filia na faktach, Poznań 2022, s. 53 – 59
Książkę można zamówić pod tym adresem.
Premiera książki - 13 kwietnia