Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Czy Szostakowicz ma coś wspólnego z Buczą? A czy musi mieć?

Teatr Wielki – Opera Narodowa w Warszawie w ukraińskich barwach Teatr Wielki – Opera Narodowa w Warszawie w ukraińskich barwach Teatr Wielki – Opera Narodowa / Facebook
Od początku napaści Rosji na Ukrainę wciąż podnoszony jest ten problem: czy w związku z nią należy bojkotować rosyjską kulturę i rosyjskich artystów?

Co do współpracowników i miłośników Władimira Putina od początku nie było wątpliwości: Walerij Giergijew stracił wszystkie posady i występy na Zachodzie, podobnie Anna Netrebko. Ale czy należy też – jak to dzieje się w Polsce od pierwszych dni wojny – wykreślać z repertuarów wszystkie dzieła rosyjskie? I właściwie dlaczego?

Im bliżej, tym ostrzej

W pierwszych dniach wojny jeszcze nie wiedzieliśmy tego, co wiemy dziś: że bestialstwo Rosjan w Ukrainie w istocie przekroczyło wszelkie granice. Dopiero zaczynał się exodus ukraińskich uchodźców, którego główny ciężar przypadł Polsce. Znaleźliśmy się jeszcze bliżej tego wielkiego nieszczęścia – przyszło do nas. Usłyszeliśmy o konkretnych ludzkich historiach. A najnowsze zdjęcia z Buczy chyba już nikomu nie dają spać.

Jesteśmy więc w stanie zrozumieć ból naszych sąsiadów i sądzę, że jeśli odwołujemy wykonania rosyjskich utworów czy występy rosyjskich wykonawców, to przede wszystkim z myślą właśnie o przeżywających ten ból. Rozumiemy też, że ich spojrzenie może być w tej sytuacji skrajnie bezkompromisowe – jak rozpowszechniana po sieci (m.in. na Onecie) wypowiedź dziennikarki i scenarzystki Oleny Pszenicznej czy też opublikowany na stronie „Wyborczej” tekst znanego pisarza Jurija Andruchowycza. Nawet jeśli nie w pełni się z nimi zgadzamy.

Chaciński: Rosja macha czarną flagą

Przeciw kolonizatorom

Z początku słowa Putina o „denazyfikacji” Ukrainy wydawały się nam surrealistyczne. Cała zresztą jego mowa przedwojenna była szokująca. Z czasem zrozumieliśmy, że ten światopogląd budował się przez dłuższy czas, a ostatni tekst Timofieja Siergiejcewa dla RIA Nowosti pt. „Co Rosja powinna zrobić z Ukrainą”, nawołujący wręcz do eksterminacji narodu ukraińskiego i wymazania państwa, a nawet jego nazwy, z mapy, odsłonił nam ten tok myślenia w całości.

Wielu Rosjan, nawet jeśli powyższego poglądu nie podziela, wciąż nie widzi w Ukrainie osobnego państwa z osobnym narodem i kulturą. Tym bardziej że duża część tego kraju posługuje się językiem rosyjskim. Związki kulturowe są jeszcze bardziej skomplikowane. Rosjanie zwykli odrębną kulturę ukraińską albo niszczyć, albo sobie przywłaszczać – mało kto np. pamięta, że klasycy muzyki cerkiewnej to Ukraińcy (m.in. Mykoła Dylecki, Dmytro Bortniański). ZSRR jeszcze bardziej tę pozorną jedność utrwalał.

Z drugiej strony również kompozytorzy kojarzeni z Rosją bywali mniej czy bardziej powiązani z Ukrainą: wiele dzieł Piotra Czajkowskiego powstało w Kamjance w obwodzie czerkaskim, gdzie kompozytor gościł u swojej siostry; Siergiej Prokofiew urodził się w Soncowce koło Doniecka, a Igor Strawiński do momentu emigracji w 1914 r. mieszkał w Uściługu (dzisiejszym Ustyluhu, miasteczku na przejściu granicznym z Polską) – mieści się tam jedyne na świecie muzeum pamięci kompozytora.

Czytaj też: Rosja bankrutem? Nie tak szybko

Czy przyznajemy rację Putinowi

Ukraińcy czuli się przez wieki przytłoczeni naporem rosyjskiej kultury, więc w pełni zrozumiałe jest ich pragnienie, by się w końcu od niego uwolnić. Ale czy to rzeczywiście dotyczy również muzyki, zwłaszcza autorstwa kompozytorów dawno nieżyjących? Każdy z nich tworzył na własny rachunek, a kolejni despoci, rosyjscy czy sowieccy, gnębili wszystkich.

Ostatnio Putin cynicznie zarzucił światu stosowanie cancel culture w stosunku do Rosji. Wiadomo, że chodziło mu przede wszystkim o swoich pupilów, którym bojkot w pełni się należy. Jednak jeśli ten bojkot rozciągniemy na kompozytorów dawno nieżyjących albo na artystów protestujących przeciwko wojnie, to czy nie sprawimy, że słowa dyktatora staną się prawdziwe?

Czytaj też: Pionierzy rosyjskiego undergroundu

Na Zachodzie (prawie) bez zmian

A nie są, bo o ile w Polsce rzeczywiście nie gramy teraz rosyjskiej muzyki ani nie występują u nas Rosjanie (choć wielu z nich ostro potępiło wojnę, np. pianista Nikolay Khozyainov, którego występ na Festiwalu Beethovenowskim odwołano), to za naszą zachodnią granicą nie podchodzi się do sprawy w tak ortodoksyjny sposób. Muzyka rosyjska rozbrzmiewa w całej Europie Zachodniej i Stanach Zjednoczonych. Rosyjscy wykonawcy, zwłaszcza jeśli opowiedzą się przeciwko agresji swojego kraju na Ukrainę, w dalszym ciągu występują.

Polscy artyści zresztą też w różnych miejscach zachowują się różnie: premiera „Borysa Godunowa” w reżyserii Mariusza Trelińskiego, odwołana ostatnio w Operze Narodowej, zapowiedziana jest wciąż na listopad w New National Theatre w Tokio, i to z udziałem rosyjskich śpiewaków popierających Putina; Andrzej Boreyko, dyrektor Filharmonii Narodowej, który skreślił rosyjskie dzieła z jej repertuaru, pozostawił je na koncertach, które prowadzi w filharmonii w Naples na Florydzie.

Wielu artystów z rosyjskiej czołówki, działających na całym świecie, podpisało, obok kolegów różnych narodowości, mocny list potępiający rosyjską agresję, ale zarazem apelujący o niebojkotowanie wszystkich jak leci muzyków rosyjskich i białoruskich. I słusznie: jeśli wszyscy zarazimy się nienawiścią, będzie to tylko korzyść dla Putina.

Czytaj też: Wyrzucić pisarzy rosyjskich ze spisu lektur?

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną